Zaczynamy zabawę. Enjoy!
***
-
Blaise. Co tu sprowadza twoją śmierdzącą mugolem, żałosną powierzchowność? –
Zapytała Caliope kryjąc zdenerwowanie pod płaszczykiem gniewu i pogardy dla
młodego czarodzieja.
-
Oczywiście chcę zobaczyć się ze swoją piękną przyszłą małżonką… - ten odpowiedział z lekkim uśmiechem na
ustach i postąpił kilka kroków w jej stronę. Oczy mu ciemniały z każdą chwilą.
Caliope spojrzała rozpaczliwie w stronę różdżki, którą zmuszona była odłożyć na
stolik z książkami, by nie przeszkadzała w przymiarce. Tak bardzo pragnęła
sprawić ból temu zarozumiałemu, parszywemu przydupasowi swojego, pożal się Boże,
brata, a kiedy nadarzyła się okazja i zostali sam na sam, nie było jej dane
się tym delektować. Za to Blaise miał różdżkę. Zwróciła na to uwagę, ponieważ
uśmiech na twarzy chłopaka był coraz wyraźniejszy, a mrok głodu i pożądania w
jego oczach gęstniał w niewiarygodnym tempie. Wyszarpnął swoją różdżkę z rękawa
szaty, gdzie zwykle nosił ów kawałek drewna. Wymierzywszy w jej pierś, ponętnie
falującą już od skrajnych emocji, zaśmiał się szyderczo.
-
Draco nieźle nas za ciebie liczył… a teraz będziesz moja. Tylko. Moja… - powiedział,
postępując jeszcze o krok.
-
Prędzej zrównam Malfoy Manor z ziemią, niż pozwolę ci jeszcze raz się dotknąć!
– Wykrzyknęła, ale jej głos się załamał. Oboje wiedzieli równie doskonale, że
wszystkie atuty były w tym starciu w rękach Blaise’a. Mało tego - Caliope
miała pełną świadomość tego, że jest na jego łasce.
W
oku chłopaka coś błysnęło i Caliope wiedziała, że straciła jakiekolwiek szanse,
jeszcze zanim jej uszy odebrały cicho wypowiedziane słowo: Imperio, a ciało przestało słuchać jej woli. Mogła
jedynie patrzeć jak jej nogi niosą ją ku drzwiom komnaty, a dłonie po drodze
zdejmują klucz z haczyka, po czym przekręcają go w wiekowym zamku, odcinając
pomieszczenie od reszty domu. Zamki Malfoy Manor, prócz zapewniania prywatności
rozmów dawnych, wielkich przedstawicieli rodu, spełniały jeszcze funkcje
obronne - były zabezpieczone przed otwieraniem przy użyciu zaklęć.
Jej własne ciało zdradzało ją dalej.
Nogi zaniosły ją przed czarnoskórego młodzieńca i ugięły się do klęku. Dłonie
zaczęły pewnymi – zbyt pewnymi jak na nią - ruchami rozpinać haftki gorsetu,
powolutku wyłuskując młodą dziewczynę z odzienia. Usta także przestały jej słuchać,
nie mogła nawet wyzywać swojego oprawcy, czy choćby zacząć krzyczeć. Kilka
chwil później klęczała przed swoim niewymarzonym narzeczonym z przymusu, za
jedyne elementy garderoby mając czarne, koronkowe pończochy z dużymi oczkami,
trzymające się na jej ciele pasem i ulubione, wysokie buty na obcasie w stylu,
jaki uwielbiała jej matka. Jedyną częścią ciała, nad jaką zachowała pełnię
władzy, były oczy. Caliope pokazywała swojemu oprawcy każdy centymetr mlecznego ciała, a z jej oczu potokiem płynęły
łzy. Wstydziła się tego, co właśnie się działo i co miało się wydarzyć. Była
zdruzgotana tym, że nawet teraz, gdy Zabini nie miał w pobliżu Dracona i reszty
bandy, nadal musiała mu usługiwać w ten sposób. Nie umiała się obronić. Na dodatek
jej ciało, porażone zaklęciem, samo chętnie miało spełniać wszystkie jego
zachcianki.
Zabini machnął różdżką, a jej dłoń
powtórzyła dokładnie ten sam ruch. Miał już pewność, że dziewczyna, choć nadal
walczy nie może nic zrobić bez jego woli. Poczuł się bezkarny. Poczuł się jej
panem i władcą. Właścicielem. Podobało mu się to.
Zrzucił
z siebie szatę jednym ruchem i podszedł do Caliope. W jej oczach płonęła
rozpacz. Jej myśli przepełniał wstręt przed tym, do czego ją zmusi i
obrzydzenie do niego i siebie.
Stanąwszy przed czarownicą, a w tej
chwili – jego bezwolną marionetką, nadstawił sztywne już od dawna przyrodzenie.
Caliope nie wiedziała, czy lepiej odwrócić wzrok, by na to nie patrzeć, czy też
właśnie patrzeć, by znaleźć możliwość ucieczki spod wpływu Zabiniego.
Jej
wargi objęły nabrzmiały, czarny członek. Język, który już nie należał do niej,
pieścił go, jednak nie w sposób, w jaki robiłaby to komuś, kogo by kochała. To
tylko działanie zaklęcia – beznamiętne i mechaniczne. Wewnątrz miała ochotę
zwymiotować. Kiedy mu się znudziło (dostrzegł, że Imperius wyłącza jakąkolwiek
inicjatywę ofiary), wymierzył w nią różdżkę i krzyknął: Retinaculum!
Liny
oplotły jej nadgarstki, wiążąc je z kolanami, zaś kostki dziewczęcia połączyła
lina oplatająca zgrabną pętlą jej łabędzią szyję.
Poczuła,
że znów ma władzę w członkach. Szarpnęła się lekko, ale musiała zaprzestać tego
procederu - pętla na jej szyi zaciskała się z każdym ruchem grożąc dziewczynie
powieszeniem w przypadku stawiania oporu. Klęczała więc unieruchomiona, mierząc
Zabiniego morderczym wzrokiem.
-
Teraz spróbuj, skurwysynu. Już ja cię wypieszczę…
Ten
jednak wiedział gdzie nie należy pchać tkanek miękkich, by ich nie utracić.
Przeszedł więc za dziewczynę i kopnął ją lokując stopę na jedwabiście gładkiej
skórze pleców Caliope - dokładnie między łopatkami. Upadła na twarz usiłując ze
wszystkich sił walczyć z pętlą, której o
mały włos nie zacisnęła w trakcie upadku.
Poczuła
znienawidzony dotyk jego palców tam, gdzie była najczulsza. Otworzył sobie w
nią wejście, a sekundę później czuła już jak wdziera się w jej kobiecość nie
licząc się z tym, że jest zupełnie sucha i niegotowa - nie mówiąc o tym, że był
ostatnim człowiekiem na Ziemi, któremu by na coś takiego pozwoliła bez przymusu.
Rozdzierający ból przeszył ją niczym rozgrzany do czerwoności nóż wbijający się
w brzuch. Ocierał ją - była w owej chwili pewna, że do krwi. Płakała, a z jej
ust dobywał się zmieszany ze szlochem krzyk nienawiści.
-Wrzeszcz
dalej, suko, a popamiętasz. Biorę co moje, stul pysk! – wysapał do jej ucha
Blaise. Jego gorący oddech budził w niej odrazę. Splunęła mu w twarz. Otarł
ślinę jej własnymi włosami. Poczuła, że jej drugą dziurkę penetruje cienki
kawałeczek drewna. Wiedziała, że to różdżka Blaise’a. Modliła się, by pozbawił
ją świadomości wiedząc, że nie ma ucieczki. Będzie tkwiła w tym położeniu, póki
z nią nie skończy. Nagle jej ciałem wstrząsnęła potężna fala bólu, a do ucha
wpadło wymruczane podnieconym głosem: Crrrucio!
Nie
panowała nad sobą. Pod wpływem tortury jej mięśnie naprężały się i rozluźniały
w losowej kolejności, dostarczając czarodziejowi przyjemności. Z gardła Caliope
dobywał się na przemian nieartykułowany bulgot i głoska „a” o rejestrze tak
wysokim, że mogłaby skruszyć szkło.
Za plecami czarnoskórego czarodzieja
rozległ się potężny huk. Witrażowe okno zajmujące pół ściany wyleciało z ram
rozpryskując się kaskadą wielobarwnych szkiełek, a na posadzce wylądował mocno
poturbowany chłopak. Za nim do komnaty wkroczył rosły mężczyzna.
-
Miałeś rację, Zabini. Zaklęcie kameleona jest jak znalazł na wartę. Nawet
lepsze od tej szmaty pod którą kiedyś chował się Potter. Patrz, co złapałem.
Chyba chciał pomóc twojej narzeczonej…
-
Dobrze się spisałeś, Goyle. W zamian możesz raz się z nią zabawić. Ale
najpierw… Petrificus Totalus! – wrzasnął, mierząc różdżką w osobnika, którego Caliope
natychmiast rozpoznała. Młody człowiek padł jak długi. Blaise podszedł do
niego, podniósł, posadził na pobliskim krześle i odwrócił w stronę Caliope.
-
Teraz sobie popatrzysz… Goyle, ale nie dojdź mi w niej. Nie chcę wychowywać
przygłupów.
Goyle
podszedł do Caliope od tyłu i przymierzył się, ta jednak powiedziała:
-
Stój. W sekretarzyku powinny być gumki. Załóż.
Blaise
skinął mu głową, więc Goyle posłusznie podreptał swoim kaczym chodem do
sekretarzyka. Istotnie, znalazł tam trzy prezerwatywy marki Charmex. Rozpakował
jedną i nałożył powróciwszy do ofiary. Gdy jednak dotknął jej ciała swoją
męskością zawył jak zarzynany dziki zwierz.
-
Nie! To zgniata mi kutasa! Blaise! Ta suka chce mnie zabić!
-
Coś ty mu zrobiła, najdroższa? – z okrutnym uśmieszkiem zapytał Blaise
związanej dziewczyny.
-
Skóra wsiąkiewki. Ma pamięć ciała. Kurczy się przy zetknięciu z obcym. Pierwszy
dotknął jej Goyle... – odpowiedziała Caliope.
[Elder]
+ Znów nie wiem, czy się wyrobię w terminie. Na uczelni zaczynam mieć niezły zapieprz, ale zrobię co w mojej mocy! ~ Kaleid
10 komentarzy:
Dlaczego "Ci" jest napisane z dużej litery?
"Prędzej zrównam Malfoy Manor z ziemią, niż pozwolę Ci jeszcze raz się dotknąć!"
Nie jest tak, że z dużej piszemy gdy zwracamy się bezpośrednio do pewnej osoby? Żywej osoby? A nie w dialogach w opowiadaniach?
Dalej... Czy po "powiedziała" nie powinno być dwukropka?
"Goyle podszedł do Caliope od tyłu i przymierzył się, ta jednak powiedziała" czy jakikolwiek znak interpunkcyjny?
Rozdział brutalny, nie ma co. Na dodatek Paul widział jak dziewczyna jest siłą brana. Trochę jej współczuję, bo fakt, mając takiego narzeczonego to nie dziwne, że nienawidzi Malfoy'ów za to że wpakowali ją w takie szambo. Co nie zmienia faktu, że dalej jej nie lubię. Zawsze mogła użyć magii bezróżdkowej a jeżeli jej nie opanowała, to czas najwyższy aby się za to wzięła. Chyba, że będzie chciała, aby Blaise dalej brał co jego bez jej woli.
Tak, zauważyłam już, że zostało parę literówek i wieczorkiem je chcę poprawić. Czasem nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego, Elder czasem zrobi taki dziwny błąd, że aż go nie zauważę. xD
Co do magii bezróżdżkowej - z tym się inna historia wiąże, także z tym dlaczego Cal nie mogła jej użyć w tej sytuacji. :)
Kiedyś mnie dobijecie, serio.
Caliope biedna, ale całość... prawdziwa. Drobne błędy, "ci" z wielkiej litery itp.
Trochę mnie zdziwiło, że Potter - idiota - umiał oprzeć się mocy cruciatusa, a Caliope - mając jeszcze motywację - nie umiała.
I pytanie: Wy macie jakiś wspólny pomysł na tą historię, czy improwizacja?
Mamy calą fabulę, ale niektóre wątki to improwizacja + pomysły, które wpadają po przeczytaniu rozdziału drugiego autora. :D
Koniec ze stylizacją powieściową w komentarzach. Trzeba zacząć odzywać się normalnie. :P
Elderze (chyba tak mogę się do Ciebie zwrócić), byłam tak podekscytowana domyślną treścią tego rozdziału, że byłam zdolna przerwać naukę do kolokwium zaliczeniowego, by zatrzymać się nad tym tekstem. Doceń to! xD W mojej głowie zrodziły się pytania, podobne do tych, które mieli moi przedmówcy i owszem również doczepię się do "Cię" z dużej litery- nie powinno go tam być, ponadto wyłapałam nawet jakieś potyczki interpunkcyjne, ale jeszcze ktoś mi powie, że się czepiam... Więc się nie będę czepiać. Zgrabnie przeprowadzone to, co wydawać by mogło się trudne do rozegrania, chociaż, szczerze, spodziewałam się bardziej krwawych scen i więcej walki z oprawcą ze strony Caliope, jak i bardziej rozwiniętej analizy psychologicznej obu stron. Ale to tam tylko moje dywagacje w temacie... W końcu zasłona decorum opadła, a dodatkowy element- świadek ostatnich scen stwarza spore pole do popisu przy tworzeniu kolejnych rozdziałów... :)
Elderze, mimo wszystko mam nadzieję, że trochę pomogłam...
Powodzenia dla autorów i pozdrawiam! :)
Tego "Cię" już tam nie ma, podobnie jak innych błędów - poprawione chwilę przed Twoim komentarzem. :)
Nie kończ z tym! Uwielbiam Twoje poprzednie komentarze! :D
Oj, to przepraszam, bo tekst przeczytałam z rana, a komentarz napisałam dopiero, jak otrząsnęłam się po okropnej podróży powrotnej w moje rejony, która zakończyła się po 23:00 i mało już kontaktowałam... ;)
Zjadłam Snickersa i stwierdziłam, że nie będę już gwiazdorzyć z tą stylizacją... Chyba że nie było to tak nudne i naiwne, jak myślałam, to mogę kontynuować... :P
Kaleid, tak więc czekam na Twój rozdział z niecierpliwością! :)
Mam podejrzenia, że skoro znasz Eldera,, to Twoje rejony są też moimi. :D Cieszyn? Bielsko? :)
Nie było ani nudne, ani naiwne. :D Kontynuuj. :D
A mój rozdział ma już 1,5 strony, wiec mam nadzieję, że się wyrobię do przyszłej środy. ^^
Najlepsze opowiadanie, jakie czytałam! Piszcie szybko kolejne części!!!
Powiedzmy, że moje rejony to okolice Bielska i Cieszyna- z tym drugim mnie więcej łączy- tam się urodziłam i tam chodziłam do LO... Ta moja obca ziemia to Kraków ;)
Zobaczymy, co przyniesie Twój rozdział, Kaleid, może pokuszę się o powrót do stylizacji :)
Oby wena złapana, jak mniemam, w szczelną izolatkę, nie była zanadto kapryśna i sprzyjała, aż do środy! Nie mogę się doczekać! :D
Prześlij komentarz