22 maja 2013

Rozdział 4

Dobry! Jednak się wyrobiłam. Dokończyłam ten rozdział chwilę przed publikacją. Mam nadzieję, że nadal będziemy się trzymać terminów. 
Smacznego!
:)

***

- Kurwa! – Caliope pobladła i spojrzała na Paula, jakby dopiero do niej dotarło co się stało. – Kurwa. – Powtórzyła i zepchnęła z siebie mężczyznę. -  Życie ci miłe? To siedź, kurwa, cicho! – Dodała, kiedy zobaczyła, że jej towarzysz chce zaprotestować. Wstała, wygładziła sukienkę i szybko przeanalizowała sytuację. Siedziała… nie. Tarzała się w krzakach z niemal nagim, obcym facetem, który się do niej dobierał. Ponadto ów facet nadal pozostawał jej bliżej nieznany, za to – jeżeli się nie pospieszy - niczego nieświadomy Lucjusz zaraz się o owego faceta potknie i nie skończy się to zbyt wesoło. Zaiste - należało coś uczynić. 
- Wybacz – zanim zdążył zareagować rzuciła na niego Petrificus Totalus. – Raz się uwolniłeś. Teraz też sobie poradzisz. Miłej nocy. - Uśmiechnęła się na widok bazyliszkowego spojrzenia rzuconego w jej stronę i wyszła na ścieżkę.
- W samą porę. – Mruknęła do siebie, kiedy zobaczyła swojego ojca parę metrów dalej.
- Tu jesteś, Caliope. Gdzieś ty się znowu włóczyła, nieznośna dziewczyno? – Lucjusz wyglądał na zirytowanego. – Można Cię wołać, a ty udajesz głuchą, zupełnie jak twoja matka. – odwrócił się i zaczął iść w stronę domu.
- Co takiego się stało, że natychmiast musiałeś mnie widzieć, tatusiu? Narcyza potrzebuje kogoś inteligentnego w domu, a może znów nie poradziłeś sobie z jakimś mugolem? – Głos dziewczyny zdawał się niemal kleić od przesłodzonego tonu.
- Draco przysłał Scorpiusa. – Lucjusz nie zwrócił większej uwagi na to co powiedziała jego córka.
- Scorpiusa? O tej porze? – Caliope się zdziwiła. Był środek nocy. Dziecko powinno dawno spać.
- Twój brat i Astoria mają lepsze rzeczy do roboty, niż rozczulanie się nad synem. Prawdę mówiąc ja i twoja ciotka też. Zajmiesz się nim. – syknął Lucjusz i zaprowadził dziewczynę do swojego gabinetu, gdzie na środku stał drobny, blady chłopiec. Na oko miał nie więcej niż 7 lat. Blond włosy opadały miękko na jego policzki, a błękitne oczy szkliły się od łez. Drżał na całym ciele.
- Scorpius! – dziewczyna podeszła do dziecka i przytuliła je. Poczuła, że maluch skulił się pod jej dotykiem. – Kochanie, wszystko w porządku? – Chłopiec nie odpowiedział, tylko przylgnął do niej i wtulił głowę w jej brzuch. Caliope pogłaskała go po głowie i delikatnie oderwała od siebie. – Chodź. Pójdziemy cię wykąpać, zjesz coś i położymy się spać, dobrze? – Scorpius pokiwał głową i chwycił dziewczynę za rękę. Udali się do jej komnat.

***

- Masz bąbelki. – Caliope uśmiechnęła się ciepło do bratanka. – Wyskakuj z ciuchów i właź do wody. Pomogła mu zdjąć koszulkę i aż zadrżała z wściekłości. Ciało chłopca pokrywało mnóstwo świeżych siniaków i niewielkich strupów. Opanowała jednak emocje i spokojnym głosem zapytała
- Kochanie, gdzie nabiłeś sobie te siniaki?
Scorpius wszedł do wody i zwiesił głowę. Nie chciał nic powiedzieć, więc dziewczyna spróbowała jeszcze raz.
- Kto ci to zrobił? Tata? Mama? Babcia Cyzia? – Coraz trudniej było jej zapanować nad ogarniającą ją zimną furią. Cieszyła się, że jej głos brzmiał jeszcze łagodnie.
- Ma… mama. Chciałem pobawić się z chłopcem, który przyszedł na huśtawki obok naszego domu. Powiedziała, że z mugolami się nie mogę bawić, że to jest wstyd, że mi to wybije z głowy i dostałem karę. 
- Co na to tata?
- Tata był w pracy. Jak wrócił, to na mnie nakrzyczał i zabrał tutaj.
- Nie zrobiłeś nic złego, kochanie… - pogłaskała malucha po głowie i pomogła mu się umyć. Kiedy zniknęła większość bąbelków wyciągnęła go z wanny, wysuszyła i wyjęła różdżkę.
- Wyleczymy ci te siniaki, dobrze? – wymruczała kilka zaklęć i przesuwała końcówkę różdżki po ciele dziecka. Powoli skóra Scorpiusa odzyskiwała zdrowy odcień, a on przestał się krzywić z bólu przy każdym dotyku. Gdy skończyła, pomogła mu się ubrać w jej przydużą koszulkę, wzięła go na ręce i zaniosła do swojej sypialni. Na stoliku czekały już grzanki z masłem orzechowym i mleko. Scorpius zjadł i położył się. Wykończony zasnął bardzo szybko. 
Caliope usiadła na fotelu przy kominku. Nie mogła uwierzyć w to, że jej brat i jego żona tak traktują własnego syna.
- Zabije skurwiela i tą jego sukę – syknęła cicho zaciskając dłonie w pięści i wpatrując się w ogień. Ten widok po chwili coś jej przypomniał. Uśmiechnęła się do siebie i przegoniła ze swojej głowy obraz płonących więzów. 

***

            Te kilka godzin pozostałych do rana minęło błyskawicznie. Caliope nie zmrużyła oka - wściekłość sprawiła, że krew gotowała się w jej żyłach. Nie czuła zmęczenia, ostatnimi czasy często zdarzało się jej nie przesypiać nocy. Ostrożnie obudziła Scorpiusa. Ubrała go i zaprowadziła pod gabinet Lucjusza.
- Poczekaj tu chwilkę – powiedziała i weszła bez pukania.
- Twój syn katuje swoje dziecko. – Odezwała się w progu. Lucjusz podniósł głowę znad urzędowo wyglądających pergaminów.
- Podobno chciał się bawić z mugolem. – Stwierdził.
- Tak, ale to nie jest powód, żeby go tak pobić! – Caliope podniosła głos.
- Czyżbyś zaczęła popierać te całe szlamowate projekty integracji?
- Oczywiście, że nie. Z tym, że Scorpius to jeszcze dziecko. Nie rozumie dlaczego nie powinien zadawać się z mugolami. Nie wie kim był Lord Voldemort, nie zna jeszcze tego świata.
- Z katowaniem mugoli nigdy nie miałaś problemu. Dlaczego więc bronisz Scorpiusa, który zasłużył na swoją karę?
- Posłuchaj siebie – krzyknęła Caliope. – Mówisz o dziecku! O małym czarodzieju! O swoim wnuku! Zamiast go bronić, pozwalasz jego matce się na nim wyżywać!
- To nie moje dziecko. Twoje też nie. Nic ci do metod wychowawczych jego rodziców – Lucjusz spojrzał na zegarek. – Przyprowadziłaś go? Draco niebawem po niego przyjdzie, a ty  masz za chwilę być w komnatach Narcyzy na przymiarce. Krawiec już czeka. Radzę ci tym razem się tam pojawić, inaczej wyciągnę odpowiednie konsekwencje. 
Caliope wściekła wyszła z gabinetu ojca. Podeszła do Scorpiusa.
- Kochanie, niedługo przyjedzie twój tata. Na razie musisz z nim pójść. Nie martw się, niebawem się zobaczymy. 
- Boję się – powiedział cicho przytulając się do dziewczyny.
- Nie bój się. Niedługo już nikt nie będzie mógł cię skrzywdzić. Obiecuję. Kocham cię, skarbie. – głos zaczął jej się załamywać, więc tylko przytuliła mocno chłopca po raz ostatni i wpuściła go do gabinetu Lucjusza.

***

- Dzień dobry. Łaskawie nas zaszczyciłaś swoją obecnością. – Powiedziała Narcyza widząc Caliope wchodzącą do jej komnaty.
- Owszem. Udzielam audiencji tym, którzy cierpliwie czekają i grzecznie o nie proszą. – Odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się drwiąco. Narcyza przełknęła gorzką uwagę i wskazała na krawca - wyraźnie zdezorientowanego „uprzejmością” swoich klientek. 
- To jest syn madame Malkin. Obecnie najlepszy w swoim fachu. Jego dzieło jest prawie skończone, musi być jedynie dopasowane do twojej figury.
- Witam pana. – Caliope nie miała powodu być niegrzeczną dla krawca. Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Panienko, proszę się przebrać. – Podał jej jakąś ciemnozieloną, delikatną tkaninę. Kiedy zniknęła za parawanem okazało się, że to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie na sobie miała. Kiedy wyszła się zaprezentować nie była w stanie rzucić żadnego jadowitego komentarza na jej temat. Co jak co – Narcyza miała gust… a może to ten krawiec?
- Podoba się panience? – zapytał niepewnie pan Malkin.
- Podoba. Tylko jest za duża. – Odpowiedziała uśmiechając się nieznacznie. Uśmiech ten jednak szybko zgasł, kiedy zobaczyła triumf w oczach Narcyzy i gdy przypomniała sobie na jaką okazję sukienka była przygotowywana.
- Zaraz sobie z tym poradzimy. – Stwierdził krawiec i zaczął dopasowywać materiał.
- Pięknie w tym wygląda, prawda? – Narcyza szczebiotała koło jej ucha, co chwilę poprawiając ułożenie fałd materiału na spódnicy. Caliope znosiła te tortury przez pół godziny, kiedy wreszcie pan Malkin oznajmił głośno, że skończył. Przejrzała się w lustrze. Suknia robiła wrażenie. Gorset idealnie podkreślał jej talie, a kolor pogłębiał porcelanowy odcień jej skóry.
- Dobra robota, panie Malkin. Dziękuję. – Pochwaliła Caliope i szybko poszła się przebrać.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę! – nie spodobał jej się ton głosu Narcyzy. Miała przeczucie, że nie wróżył niczego dobrego. Nie pomyliła się - po chwili usłyszała, że uchylają się drzwi. 
- Pani Malfoy? – Usłyszała znienawidzony głos.
- Blaise. Twoja przyszła żona zaraz do ciebie wyjdzie, tylko się przebierze. Przymierzała suknie na wasze zaręczyny.
- Naprawdę? Zapewne wygląda olśniewająco, jak zawsze. – Stwierdził Zabini z nutą sztuczności w głosie.
- Sam się przekonasz. O! Już jesteś ubrana? To ja zostawiam was samych. – Stwierdziła Narcyza i wyszła z komnaty.
- Witaj, Caliope. – powiedział ciemnoskóry chłopak obdarzając ją pełnym głodu spojrzeniem.

---
[Kaleid]

4 komentarze:

Rosalie pisze...

Nie rozumiem sposobu wychowania Astorii. Jak już bić dzieciaka (bo zasłużył) to tak, żeby nikt nie widział oraz aby nie zostawić śladów. Ja na jej miejscu (jakbym już posunęła się do podniesienia ręki na dziecko - co z moim temperamentem nie będzie czymś dziwnym) bym na zmianę to biła gówniarza, to leczyła go czarami i znów biła i leczyła. Tak bez końca aż moje dziecko by zrozumiało, że źle zrobiło.
Ponadto dlaczego Scorpius źle nie robił? Zabawa czystokrwistego z mugolem! I to jeszcze chłopca z takim rodowodem? Nie powinien on przypadkiem od maleńkości mieć wpajane, że z mugolami się lepiej nie zadawać? Ponadto znamy tylko jedną wersję wydarzeń. Może Scorpius już parę razy bawił się z mugolami i Astoria już nie wytrzymała i musiała mu przylać aby zapamiętał do końca życia, że ma się zadawać tylko z czystokrwistymi?
Denerwuje mnie ten smarkacz...
Nie wiem czemu, ale życzę Caliope jak najgorzej... Chyba nie polubię tej bohaterki. Jest taka strasznie och i ach, mściwa i wpychająca nos w nie swoje sprawy. No z jednej strony dobrze, że przejmuje się losami bratanka, no ale żeby od razu się mścić? Gówniarz sobie zasłużył i już.

Kaleid pisze...

Caliope ma swoje powody do zemsty - stan Scorpiusa (szczególnie, że bohaterka ma świra na jego punkcie) tylko przelał czarkę goryczy, o czym przekonamy się w kolejnych rozdziałach. W tym opowiadaniu naprawde nic nie jest takie, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. Mam nadzieję, że jeszcze ją polubisz. :)

Walet Kier pisze...

Też sądzę, że ta obrona Scorpiusa niezbyt pasuje do charakteru Caliope, jaki wcześniej nam pokazywaliście. Ale sądzę, że macie jakiś plan.
Kiedy zobaczyłam, że to dopiero czwarty rozdział trochę się zdziwiłam. Sporo się działo i nie czytając numerów myślałam, że to mniej więcej rozdział 10.
Draco wydał mi się trochę niekanoniczny. Nie wiemy jaka była Astoria, ale Draco był tchórzem. Nie sądzę, żeby w imię "dobra" dziecka pobiłby je.
Mam mgliste wrażenie, że nieźle okaleczyłam język polski w tym komentarzu...

Lilla Weneda pisze...

Pociągnęła kolejny łyk złocistego, gazowanego, jednak jak dla niej za słodkiego płynu, skrzywiła się, splotła palce w rękach i wyciągnęła je przed siebie, po czym kliknęła w dobrze znany jej adres.

Niejednorodność natury Caliope bardzo się jej spodobała. Postaci nie mogą być jedynie czarne, czy białe, zawsze potrzebują kilku barw, które wypełnią je w zaskakujący sposób, by skomplikować fabułę i zaburzyć porządek oczekiwań czytelnika.

- Przez tę miękkość Caliope pewnie jeszcze będzie miała kłopoty. Lubię kłopoty. One nadają niejednorodności akcji, wzmagają napięcia i często burzą przewidywane finały, tak, wyczuwam intrygę... - powiedziała do siebie i dziwacznie zmarszczyła nos.

Współlokatorka spojrzała na nią oczyma, wyrażającymi pytanie.

- Ja, no, tego, czytam... - Od razu spuściła wzrok, by ponownie nie napotkać jej zdziwionej miny.

Prześwit dobra w czarnym charakterze zawsze ściąga problemy, to ciekawy zabieg, urozmaicający fabułę, co jak najbardziej jej się spodobało. Nie pozostało jej nic innego, jak czekać i przygryzać paznokcie z niecierpliwości. Tymczasem musiała wrócić na ziemię, do spraw bieżących, niecierpiących zwłoki...

"Jak ja kocham być psychologiem w relacjach damsko- męskich... Jak bardzo nienawidzę, gdy coś pięknego ma za chwilę szlag jasny trafić..." - pomyślała i przerzuciła się na dobrze znaną stronę z niebiesko-białą ikonką...