5 czerwca 2013

Rozdział 6

Smacznego! 

***

- To mi wygląda na robotę Weasleyów. Goyle, idź z tym lepiej do szpitala. – Zaśmiał się Zabini uważnie przyglądając się opakowaniu po lipnej prezerwatywie. Goryl, cały czerwony na twarzy, skinął głową i wyszedł zrobionym wcześniej przez siebie wejściem, by za bramą dworu się deportować. 
- To na czym skończyliśmy? – zastanowił się chwilę ciemnoskóry chłopak i znów zbliżył się do dziewczyny z okrutnym uśmiechem. 

***

Paul przyglądał się temu wszystkiemu nie mogąc nic zrobić. Uwolnienie się spod wpływu zaklęcia zabierało dużo czasu - nawet teraz, kiedy starał się ze wszystkich sił. W miarę jak Zabini wyglądał na coraz bardziej zadowolonego z życia, Caliope gasła. Nie była w stanie już krzyczeć, ani się szarpać – z resztą wszelkie próby i tak skończyłyby się fiaskiem. Na chwilę ich oczy się spotkały. Zobaczył w nich ból, upokorzenie i… zrezygnowanie. To go złamało. Wytężył raz jeszcze wszelkie siły umysłu i poczuł, jak czar powoli przestaje go krępować. Jednak zanim całkowicie oparł się jego działaniu, Blaise złożył ostatni, brutalny pocałunek na ustach swojej przyszłej żony, ubrał się i opuścił pomieszczenie zaszczycając go szyderczym uśmieszkiem – bardzo w jego stylu.
Caliope się nie ruszała. Miała zamknięte oczy, a z miejsc w które wpiła się krępująca ją lina ciekły strumyczki krwi. Na jej białych ramionach i plecach powoli rozkwitały sińce. Paul nareszcie odzyskał władzę nad ciałem. Wstał i szybko podszedł do dziewczyny. Pozbył się więzów i za pomocą czarów otulił ją jakąś tkaniną.
- Czy jest tu jakiś skrzat domowy? – zawołał w przestrzeń. Rozległ się trzask i przed nim zmaterializowała się skrzatka ubrana w zielony ręcznik.
- Truszka była wzywana przez pana? – ukłoniła się nisko i jej wzrok padł na Caliope. Oczy rozszerzyły jej się z przerażenia. – Co zrobiłeś mojej pani?! – zapiszczała, ale widząc spojrzenie Paula zamilkła.
- Nie ja skrzywdziłem twoją panią – powiedział cicho. – Zaprowadź mnie po cichu do jej sypialni i pomóż mi się nią zająć. 
Skrzatka spełniła polecenie. Kiedy część ran została uleczona, a część opatrzona, Paul pozwolił jej wrócić do kuchni. Sam przysunął sobie fotel do łóżka Caliope. Zamierzał czekać, aż odzyska przytomność - nieważne ile czasu przyjdzie mu spędzić w tej pozycji. Poszperał trochę w książkach. Większość z nich traktowała o nekromancji, kilka o magii pradawnej… Natknął się też na parę czarnomagicznych podręczników. Wybrał jeden z nich i zaczął czytać. Rozbawiły go komentarze dopisane kobiecą ręką na marginesach: „Zaklęcie to wspomaga również działanie większości trucizn...” ~ Taa, bo nie zdychasz od razu, tylko wypluwasz swoje flaki, by móc je dokładnie obejrzeć. ~
            Co jakiś czas podnosił wzrok znad książki, ale Caliope nie dawała żadnych znaków życia, nie licząc nieznacznego ruchu w okolicach jej klatki piersiowej. Po dłuższym czasie, kiedy noc zaczęła już na dobre swoje rządy, oczy dziewczyny drgnęły. Z trudem podniosła powieki i przez chwilę usiłowała mruganiem rozrzedzić mgłę, która przysłaniała jej całe pole widzenia. Czuła rwący ból w kręgosłupie - szczególnie w odcinku szyjnym, a kończynami nie była w stanie jeszcze poruszyć. Ze świstem wypuściła powietrze z płuc i gdy odzyskała ostrość wzroku, jej spojrzenie spoczęło na Paulu. Obrazy zdarzeń sprzed kilku godzin zaczęły napływać do jej głowy, zanim jeszcze w pełni odzyskała świadomość. Poczuła jak wypełnia ją poczucie upokorzenia i wstydu. Odwróciła głowę, by nie patrzeć w oczy młodzieńca.
- Co tu robisz? – zapytała cicho, uparcie wpatrując się w okno.
- Czekałem, aż się obudzisz, żeby móc ci obiecać, że ten asfaltowy skurwiel więcej cię nie dotknie – odparł chłopak.
- Więc uznajmy, że obiecałeś. Teraz już pójdziesz?
- Nie, zostanę.
- Zwariowałeś - spojrzała na niego w końcu. - Jak cię tu znajdą, a znajdą na pewno…
- Nie znajdą. Zaufaj mi – przerwał jej Paul. – Poza tym nie mów, że cię to obchodzi.
Caliope prychnęła i odwróciła się znów w stronę okna. Po chwili jednak spojrzała na chłopaka.
- Jak to się stało, że ten przygłup cię złapał? – zapytała.
- Nie mam doświadczenia w akcjach ratunkowych – uśmiechnął się chłodno. – Ułamek sekundy za długo myślałem jak mam się do ciebie dostać. Zaskoczył mnie.
- Powiadasz, że nie usłyszałeś słonia w składzie porcelany… - podsumowała Caliope, a kąciki jej warg uniosły się nieznacznie.
- Nawet najlepszym się zdarza – odparł. – Co się stało? – dodał niespodziewanie.
- Słucham? – dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Co się stało, zanim…
- Nic, czego bym nie przewidziała. – Odpowiedziała Caliope nie patrząc mu w oczy.
- Jak to?
- Kiedy po raz pierwszy… No, w każdym razie od dłuższego czasu ćwiczyłam magię bezróżdżkową i opanowałam ją dość dobrze. Z tym, że w takiej sytuacji… - zawiesiła na chwilę głos nie wiedząc w jakie słowa ubrać to, co chciała mu powiedzieć. – Na początku blokują mnie wspomnienia i strach, a kiedy się zaczyna nie jestem już w stanie się obronić. Blaise miał czyste pole, mógł zrobić co chciał i doskonale o tym wiedział. – Ostatnie zdanie wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
- Czekaj, czy mi się zdaje, czy ty właśnie powiedziałaś, że to nie zdarzyło się ten jeden raz? – Paul poczuł jak krew powoli zaczyna wrzeć w jego żyłach.
- Mój brat za niewielką odpłatą pozwalał swoim kumplom się do mnie dobrać. – Powiedziała bez emocji w głosie. – Zaczął jak byłam na czwartym roku w Hogwarcie. Uważał to za całkiem niezłą naukę przedsiębiorczości i przygotowanie do prowadzenia rodzinnego biznesu i operacji finansowych. Zabini był najczęstszym… klientem. Wtedy jeszcze nie potrafiłam się oprzeć działaniu Imperiusa… a dziś okazało się, że w takich chwilach nadal nie potrafię.
- A ja myślałem, że to szlamy są najgorszym rodzajem pomyj w hogwarckich murach. Ten skurwysyn mi za to zapłaci. Słono zapłaci.
- Niby z jakiej racji? – zapytała. – Ta sprawa nie ma z tobą nic wspólnego… i tak nic nie możesz zrobić. Dzięki mojej macosze czeka mnie szczęśliwe pożycie małżeńskie, nie ma co.
- A gdyby tak pokrzyżować jej plany matrymonialne względem ciebie? – zapytał Paul z błyskiem w oku.
- Niby w jaki sposób? Co, mam przyjść do niej z tobą za rączkę, powiedzieć, że jesteś moim narzeczonym i czekać na błogosławieństwo?
- Chociażby.
- Zwariowałeś do reszty – stwierdziła Caliope i spojrzała w stronę drzwi zza których dobiegły ją zbliżające się odgłosy kroków. – Szybko, zamknij się w mojej łazience, ktoś idzie.
Chłopak odstawił fotel i spojrzał na nią z podejrzanym uśmiechem. Po chwili w miejscu, w którym stał mężczyzna wiła się piękna kobra królewska.
- Ty chyba nie potrafisz się czymś nie pochwalić, jak tylko masz ku temu okazję – zasyczała Caliope ciekawa, czy w tej postaci chłopak zrozumie wężomowę. - Właź pod moje łóżko zanim ktoś cię tu zobaczy.

---
[Kaleid]

+ Rozdział dedykuję Lilli Wenedzie - z nadzieją na jej kolejny epicki komentarz. :)

7 komentarzy:

Lilla Weneda pisze...

Otworzyła oczy, przeciągnęła się i wciągnęła w płuca zakurzone powietrze pełne roztoczy czy innego świństwa. Przetarła powieki, spod których zniknęły już ostatnie kolory snu, do mózgu zaczęły przedzierać się pierwsze obrazy... Szaruga za oknem. Wzdrygnęła się i nagle spoważniała.

O, bogowie!

Odpaliła laptopa, zjadła śniadanie, obejrzała znany poranny program w znanej telewizji, pozmywała naczynia, ogarnęła się, odetchnęła z pięć razy...

Nie ominie mnie to. Ach, ta presja...

Kliknęła w znany link. Zatrzymała się na chwilę. Tekst czytała już po północy, ale nie potrafiła zebrać się w sobie, by coś konstruktywnego sklecić. Presja, presja, presja. Przebiegła wzrokiem po ostatnich słowach autorki.

Epicki komentarz... Phi!

Zastanowiła się nad wrażeniami minionej lektury. Wreszcie trochę wrażliwości, nareszcie uchylają się zasłony przeszłości naszych bohaterów, w końcu bardziej skomplikowana sytuacja psychologiczna, tak ma być! Mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o tym, że Paul będzie się chciał zemścić na Zabinim.

No, macie spore pole do popisu. Nie zawiedźcie nas, czytelników! Ja oczekuję krwawej jatki, mam nadzieję, że bierzecie to pod uwagę. Może jakaś publiczna kastracja czy coś... Nie darujcie mu!

No, teraz Elder musi się wykazać! Powodzenia i do środy- o ile przeżyję bombardowanie czołgu o nazwie SESJA 4.0... ;)

Dziękuję serdecznie za dedykację i pozdrawiam!

Ps. Kaleid, mam nadzieję, że komentarz może być... ;)

Rosalie pisze...

Och jej, Caliope umie wężomówić. Jaka ona wspaniała och i ach, bo przecież tego daru nie ma każdy i z tego co pamiętam, to tylko Czarny Pan potrafił sobie possssysać (nie licząc Pottera, ale on to wyjątek od reguły. I tak zresztą stracił ten dar). A tu taka niespodzianka! Córka Bellatrix również to potrafi. No koniec świata.

Cholera, lubię Paula. Lubie to, że jest taki pewny siebie i że lubi się popisywać :D Kurde, gościu jest genialny. I jest nawet animagiem! Brawo, brawo : )

Ciekawe kto drepcze do Caliope. Stawiam na jej macochę w celu sprawdzenia czy dziewczyna zachowywała się tak, jak na przyszłą narzeczoną przystało (bo chyba ją jeszcze nie jest, nie?). Ale mam cichą nadzieję, że jest to Draco:D Jeszcze go nie było i jestem strasznie ciekawa jak go wykreujecie.

Trochę mi szkoda dziewczyny, że miała takie życie w szkole a możliwe, że i w przyszłości nie będzie jej lekko. W dzisiejszym rozdziale wydała mi się taka bardziej ludzka, delikatna. Oby Paul dobrze się nią zajął, bo inaczej marne życie ją czeka, oj marne.

Na zmianę słucham Depeche Mode i Metalliki. Moglibyście więcej ich utworów dać niż tych niemieckich, których ni cholery zrozumieć nie potrafię...

Kaleid pisze...

Lilla - jasne, że może być. :D Powiem więcej - jestem przeszcześliwa, że wróciłaś do tego stylu komentowania. :D

Nie martw się. Mnie owo bombardowanie również nie ominie. :D Ośmielę się nawet stwierdzić, że źle się skończy. :D


Rosalie - niedługo ułożę obszerniejszą i (w moim odczuciu) lepszą playlistę, bo ta jest mini zsypką utworów wybranych z długiej listy moich ulubionych.

Anonimowy pisze...

Kaleid, masz niesamowity talent. =D

Opowiadanie mnie zaciekawiło. Podobnie jak Lilla oczekuję krwawej jatki. Mam nadzieję, że nakarmicie nas czymś brutalnym, ostrym i godnym prawdziwych Ślizgonów. =)

Kaleid pisze...

Dziękuję Ci! :)

Ja mam nadzieję, że sprostamy oczekiwaniom!

Anonimowy pisze...

Dzisiaj środa! Nie mogę się doczekać!

Walet Kier pisze...

Czytelnik marnotrawny powraca. (Za błędy nie odpowiadam, upał miesza mi w głowie.)
Trochę dziwna ta uprzejmość między Caliope i Paulem. Poważnie, dziwnie się to czytało. No i rozwalił mnie asfaltowy!