Enjoy!
***
- Owszem, zadaję. Odpowiadaj!
- Jestem… ślizgonem, Caliope. - Odpowiedział
cicho młodzieniec uśmiechając się od ucha do ucha. Dziewczyna cofnęła się o
krok wytrącona z równowagi tym, iż przybysz najwyraźniej wiedział więcej, niż
powinien.
- Skąd wiesz, jak mam na imię?
Cholera! Crucio! – spanikowała i rzuciła klątwę zanim zdążyła przemyśleć
sprawę. Z twarzy chłopaka spełzł nagle rekini uśmiech, który zastąpiony został
maską skupienia i wściekłości. Podobało jej się, jak dwie przeciwstawne siły
łączą się na jego obliczu w jedność. Wiedziała, że ma do czynienia z kimś o
wiele lepszym w swoim fachu, niż jej niewydarzony ojciec, który nie potrafiłby
nawet wypatroszyć mugola bez nadzoru kogoś potężniejszego.
- Nieźle, choć spodziewałbym się
czegoś więcej po prywatnej uczennicy cioci Belli - mruknął niby do siebie. Sama
już nie wiedziała, co zdziwiło ją bardziej - to, że nazwał Bellatrix Lestrange
ciocią, czy to, że jego wiedza ponownie okazała się być większą od tej, jaką w
jej mniemaniu powinien posiadać.
- Skąd ty to wiesz?! Gadaj,
szlamowata łajzo! – wyszła z roli, a jej głos zaczął zahaczać o górne rejestry
skali znanej ludzkości.
- Całkiem jak twoja matka… cóż,
zdaje się, że oklumencja to naprawdę nie twoja dziedzina… Lepiej sobie radzisz
z przywracaniem użyteczności zwłokom, czyż nie? – nieco szyderczo, ale nadal
spokojnie rzucił nieznajomy.
- Nie grzeb mi w głowie, gnojku! –
zawstydziła się na myśl, że może właśnie dowiedział się, jak bardzo podobał się
jej smak jego ust… I o tym, że jej wyobraźnia od pewnego czasu pracowała nad
stworzeniem najbardziej wiarygodnego wizerunku jego ciała pozbawionego szat.
Jej twarz spąsowiała, a na jego twarz powrócił uśmiech.
- Aha… i nie wyzywaj mnie od szlam,
ty chodząca niewinności - powiedział patrząc jej w oczy swoimi stalowymi
tęczówkami z wyrazem wiecznego głodu krwi, przywodzącymi na myśl oczy węża. Po
kilku sekundach pojedynku na spojrzenia zamknął oczy, a jego mimika ustała całkowicie
upodabniając go do woskowej figury.
Jego usta zaciskały się coraz
mocniej.
Czoło rozorały mu dwie pionowe
zmarszczki.
Coraz ciaśniej zaciskały się jego
powieki.
Najgorsze, że te oznaki intensywnej
pracy umysłu młodego czarodzieja też się jej podobały. Powinna zabić go już
wcześniej. Jej oniemieniu nie było granic, gdy spostrzegła, że to co przykuło
jej uwagę, to tylko szczegóły. Liny krępujące czarnoksiężnika zaczynały się
dymić… podobnie, jak cała jego postać. Chłopak zajął się żywym ogniem, jednak
ten nie pożerał jego ciała, bo to ono je uwalniało. Płonące strzępy szaty i sznurów
odskakiwały od skóry na trawę i krzewy, również oddając je we władzę czerwonemu
kurowi. Wreszcie, gdy z odzienia mężczyzny pozostał tylko kawałek smoczej skóry
tworzący przepaskę w strategicznym miejscu, stanął w kręgu ognia - nietknięty i
nieskrępowany, za to widocznie uradowany tym, co z ową sytuacją wyprawiała
podświadomość dziewczyny. Wyciągnął do niej rękę i powiedział:
- Oddaj mi różdżkę, moja droga…
Z jego twarzy nie znikał uśmiech.
Ona zaś zacisnęła mocno dłoń na wspomnianym przedmiocie i zapytała, cała drżąca
i pobladła
- Co to, kurwa, było? I co TO jest?
– wskazała swoją różdżką na „ubranie” młodzieńca.
- Magia bezróżdżkowa. Dumbledore,
ta parodia dyrektora, opanował ją ponoć dopiero po osiemdziesiątce. Czarny pan
umiał już jej podstawy, gdy trafił do Hogwartu. A to… zostawiłaś mnie w
płonącym domu, pamiętasz? Musiałem transmutować bokserki, na wszelki wypadek. I
proszę cię, uważaj gdzie tym kijaszkiem celujesz.
- No proszę… a co powiesz na to:
Crucio! – Promień zaklęcia chybił jednak celu. Młodzian skoczył bowiem szczupakiem
poniżej linii celu i łapiąc dziewczynę za biodra obalił ją na trawę. Przesunął
się po jej gładkiej, koronkowej sukni przypominającej ulubiony strój Bellatrix
tak, że leżał na niej przygniatając ją do ziemi swoim ciężarem. Dłońmi
przytrzymywał przy gruncie jej ramiona. Podobała mu się aksamitna miękkość jej
skóry, a ten słodki zapach… Sam jej dotyk palił go płomieniem stokroć gorętszym
niż ten, któremu zawdzięczał wolność. Zniewalała go. Oszałamiała. Miała go w
swej mocy, choć wydawałoby się, że to on ją miał na swej łasce w owej chwili.
Szepnął jej do ucha głosem nie
skrywającym przyjemności:
- Jeden - jeden, piękna.
Po czym pocałował ją namiętnie w
usta przedłużając czynność, póki wystarczyło mu tlenu w płucach. Ona, z
początku zdziwiona, zaczęła jednak oddawać pieszczotę i rozkoszując się niewolą.
Nawet nie spostrzegła, gdy zakrzywiona różdżka nieznajomego wróciła do
prawowitego właściciela, podczas gdy jej oswobodzona dłoń zaczęła zaplątywać
się w jego włosach. Pachniał dla niej dymem, wiosennym wiatrem, morzem i świeżo
skopaną ziemią…
Przytknął swoją różdżkę do jej
lewej piersi, lekko u spodu - tam, gdzie spodziewał się, że będzie bardzo
wrażliwa i mruknął jej do ucha:
- Crucio!
Dziewczyna rozwarła usta do krzyku,
on jednak nie przestawał jej całować. Jej dłoń zacisnęła się niczym diabelskie
sidła na włosach chłopaka. Mimowolnie uniosła biodra i oplotła go nogami.
Kiedy zauważył, że Caliope zaczyna
odpływać przerwał klątwę odwracając od niej różdżkę. Mięśnie dziewczęcia
rozluźniły się. Leżała płasko na ziemi z zamkniętymi oczami i lekko
rozchylonymi ustami. Jej włosy miękko rozsypały się po trawie, a piersi
falowały szybkim rytmem, widocznie nadal nie mogła zebrać tchu po
niespodziewanym doświadczeniu.
Szepnęła, lekko otwierając oczy:
- Nadal się nie przedstawiłeś…
- Dołohow. Paul Dołohow. –
odpowiedział z dziwnym uśmiechem, który tym razem dla odmiany sięgnął oczu.
- Jedyny prefekt naczelny w
historii, którego wydalono ze szkoły?
- Do usług, moja droga. Widzę, że
moja sława pozostała żywą dłużej, niż dyrektor McGonagall, ta szlama i amatorka
kociej karmy, chciałaby choćby słyszeć.
- Podoba mi się, jak o niej mówisz.
- stwierdziła patrząc mu w oczy. Teraz i on dostrzegł w nich odrobinę czegoś,
czego w życiu nie widział u żadnej kobiety. Szacunek mieszał się w nich ze
strachem i pożądaniem.
Magiczne chwile dwojga młodych zrujnował
odgłos otwieranych wrót i kroków tłumionych przez trawę.
- Caliope! Wracaj do domu, natychmiast!
– Rozległ się głos Lucjusza.
---
[Elder]
+ Mam nadzieję, że wyrobię się na czas z czwartym rozdziałem. Ostatnio sporo się u mnie działo i mam małe opóźnienie twórcze. :( - Kaleid
7 komentarzy:
Ja nie rozumiem, co oni się tak nawzajem atakują? I, co jest najbardziej zadziwiające, czują do siebie miętę. I tylko by sie całowali za każdym razem gdy się widzą :D Heh, coś czuję, że jeszcze dadzą nam popalić.
Dlaczego Lucjusz jest tak źle przedstawiony? Toż to wspaniały, silny mag, który przez lata był popierdułką Sami Wiecie Kogo i zagrzewał tyłek na stołku w Ministerstwie Magii! Zaraz wyjdzie na to, że Narcyza ma więcej jaj od męża.
Muzyka strasznie nastrojowa : ) Pierwszy utwór najbardziej mi się spodobał (może dlatego, że najczęściej wysłuchany ; ).
Ten wieczór zarezerwowała na obejrzenie swojego ulubionego serialu, w towarzystwie kubka zielonej herbaty z napisem Cieszyn bez końca. Z wypiekami na twarzy, spowodowanymi nagłym rozwiązaniem tajemnicy wszystkich poprzednich sezonów, uświadomiła sobie, że dziś jest środa, piętnastego w dodatku...
Damn it!
Jak mogłam zapomnieć?
Czym prędzej wpisała trzy literki adresu, który jej przeglądarka zdołała już zapamiętać. Odetchnęła, jakby nagle przebiegła sprintem trasę między mieszkaniem a przystankiem autobusowym. Prześledziła wzrokiem tekst, tym razem z dodatkowymi wrażeniami muzycznymi. Wszystko wspólnie zagrało i wywołało kolejne poruszenie kącików jej ust, w ciągu tej godziny.
Luzują się Wam te wodze fantazji, moi drodzy...
- skierowała swą myśl do autorów opowiadania.
Jest akcja, jest pozytywna czytelnika reakcja! Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie, a oczy jej zabłyszczały, gdy wczytywała się w kolejne romansowe sceny, o ile mogła je takimi nazwać, które zapowiadały coś bardziej ostrego i niesamowitego. Wciąż wydawało się jej, że ledwo przeczytany rozdział skończył się zbyt szybko. Ciekawość zaczęła targać zębami rąbek spódnicy Cierpliwości, wygrażającej palcem...
Została w podwójnym oczekiwaniu: na kolejny sezon najlepszego serialu na świecie oraz tego mrocznego fan fiction...
Kochammm <3
Ach...
Nie do końca wszystko zrozumiałe (jak dla mnie...), ale mimo to czytało się miło. Chyba nie wytworze nic bardziej szczerego na temat tego rozdziału niż: ach!
A tak jako małe przedłużenie: skąd Wam się wzięły te pseudonimy?
Chodzi o Kaleid i Elder? :)
Elder sam powinien Ci swój wyjaśnić.
A Kaleid... Jestem depeszką. Depeche Mode mają utwór o takim samym tytule - to skrót od wyrazu Kaleidoscope. Uważam, że jestem zmienna i zwariowana - jak szkiełka kalejdoskopu własnie, więc przyjęłam to jako nick na forum DM jakieś 6 - 7 lat temu i teraz wszyscy do mnie mówią skrótem Kal, nawet rodzice. :)
Elder, czyli bez, z którego niejaki Gregorowicz wyciął dla mnie różdżkę. Elder, czyli Starszy, od magii pradawnej, która, wraz z magią żywiołów pozwala mi siać zniszczenie.
Elder, czyli starszy, bo i ja sam nie jestem do końca z tej epoki:)
I już wszystko jasne :D Myślałam, że to jakieś zapożyczenia z dziwnych języków. Dziękuję za wyjaśnienie
Prześlij komentarz