1 maja 2013

Rozdział 1

Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. :) Miłego czytania!

***

            Upalnego, czerwcowego popołudnia, trzy lata po zdarzeniach wprzódy opisanych, Caliope kroczyła łąką okalającą Malfoy Manor. Brodziła w zieloności niczym złowróżbny cień czarnego żagla sród lazurów bezkresnego oceanu. Majestatycznie mijała owe okoliczności przyrody, aż rejs czarną rafą w traw skrytą głębinę brutalnie zakłócon został z chwilą, gdy trzewik jej spotkał się z niewielką porcją nawozu, w miejscu onym ostawioną przez zwierza rogatego.
Na ową wieść radosną, dziewczę nadobne dosyć miąs wszelakich w dal rzuciło, by zapotrzebowanie roczne dowolnej masarni znanej czarodziejom pokryć, a wręcz rynek przesycić. Powzięło więc cel nowy – by ród jakowy mugolski wytracić dla własnej igraszki. Na przykład – ode tułowiów oddzielić ich głowy. Bieży dziewoja różdżkę obnażywszy tam, kędy ród mugolski siedzibę założył ku własnej zgubie.
W miejsce doszedłszy krokiem raźnym, istny mur płomienny spostrzegła i krzyk mugolskich kobiet i dzieci pieścić począł jej uszy - niby przezeń wielbione muzyczne utwory, dym zaś drażnił delikatne nozdrza. Do siebie więc rzekła - Co tu, kurwa, tak napierdala? - Po czym machnięciem różdżki wybiła sobie przejście w ścianie płomieni. Tam jednak czekała na nią kolejna niespodzianka – okazało się, iż dom został wywyższony ponad okalający go teren na kolumnie ziemi, jakby sama natura postanowiła odizolować go od otoczenia. Cofnąwszy się kilka kroków wymierzyła więc różdżkę w ścianę. - Bombarda Maxima. – Mruknęła pod nosem. W bliźniaczo podobnym armatniej salwie huku, z niemal pionowej płaszczyzny trysnęła fontanna ziemi zmieszanej z odłamkami cegieł i kamienia. Właśnie otworzyła sobie wejście do piwnicy. Zdziwiło ją jednak to, co nastąpiło później – jej buty zostały bezlitośnie zalane krwawoczerwonym płynem, który zapewne miałby świeży, wiosenno – senno – owocowy bukiet, gdyby nie spowijający wszystko wokół swąd. Czarny dym zasnuwał całą piwnicę, więc gdy młoda czarownica doń wkroczyła, zaniosła się kaszlem, który wskazywał na utrzymywanie bliskich stosunków z prątkującym gruźlikiem. Jej oczy łzawiły niemiłosiernie i czuła, jak sadza osiada na jej twarzy. Zaradziła szybko tym nieprzyjemnym odczuciom zmysłowym, zataczając wokół głowy okrąg pałeczką z drewna kasztanowca. Zaklęcie bąblogłowy szybko odcięło ją od nieprzyjaznego środowiska. Zanim udało jej się dotrzeć do schodów, dobiegł ją stukot ciężkich, wojskowych butów uderzających o stopnie. Chwilę później rozległo się wołanie - Wyłaź! Wiem, że tu jesteś! Przez ciebie musiałem skrócić zabawę! I tak mi nie uciekniesz! - Mimo, że barwa głosu wydała się jej przyjemna, a ciało pod szatą pokryła jej gęsia skórka, uniosła różdżkę na wysokość oczu, skierowała ją w kierunku źródła głosu i krzyknęła - Petrificus Totalus! - Niemal natychmiast usłyszała, jak jej zaklęcie chybiło celu rozkruszając kilka cegieł w ścianie za nieznajomym, do którego należał głos. Ów nieznajomy zaczął jawnie śmiać się z jej niepowodzenia. Poprzez rechot wypowiedział tylko jedno słowo - Crucio! - Dziewczyna upadła na zimną posadzkę piwnicy skręcając się z bólu. Zdołała jednak na powrót wyciągnąć dłoń w kierunku swego oprawcy i wyjęczeć resztką sił - Drętwota! - Oszałamiacz nie wymagał specjalnego skupienia na użyciu magii, więc Caliope udało się rzucić czar skutecznie. Tym razem okazał się on również precyzyjniejszy - sięgnął celu, co ona sama poznała po tym, że ból - przeszywający ją dotąd jak harpun wielorybniczy – cofa się w głąb niej, aż wreszcie gaśnie. Choć trwało to krócej niż mgnienie oka, jej i tak czas ten zdawał się wiecznością. Pozycję nieznajomego zdradził odgłos upadającego na beton ciała. Podeszła do niego. Sama nie wiedziała, czy bardziej kierowała nią chęć poznania twarzą w twarz właściciela głosu, którego (jak myślała) miała nigdy więcej nie usłyszeć, czy też zwykła ciekawość kto zacz.
Był postawnym, młodym mężczyzną, mniej więcej w wieku Caliope. Nosił długi do samej ziemi czarny, mugolski płaszcz z kapturem, który teraz zsunął się z blond głowy. Wsunęła swe długie, delikatne palce w jego włosy i rozczochrała je niemal pieszczotliwie. Zacisnęła jednak na nich dłoń i podniosła jego głowę tak, by zobaczyć twarz. Padając złamał sobie nos. Prawdopodobnie przed starciem rzucił na siebie jakieś słabe zaklęcie obronne przeciwko ewentualnej broni mugoli, gdyż jego oczy poruszały się. Dwie niebieskie tęczówki o iście bazyliszkowym wyrazie podążały za jej twarzą w niemym zachwycie. Nagle, kierując się impulsem, wbrew wszelkiemu rozsądkowi pocałowała go w usta i spojrzała mu prosto w oczy. Zobaczyła, jak zasnuwają się mgłą, a zachwyt ustępuje miejsca czemuś, czego nigdy dotąd nie dostrzegła we wzroku mężczyzny. Nie mogąc patrzeć na ten widok obojętnie, puściła włosy. Głowa mężczyzny jeszcze raz uderzyła w beton z mokrym plaśnięciem. W świecie pozbawionym magii już nigdy nie odzyskałby dawnego wyglądu.
Caliope roześmiała się perliście sama do siebie, po czym odwróciła się na obcasiku w stronę wyjścia, które zaimprowizowała wcześniej. Na zewnątrz już nie płonął ogień - teraz stało się dla niej jasne, że to nieznajomy był jego źródłem.
Niemal wybiegła z piwnicy na świeże powietrze, kierując swe późniejsze kroki w stronę miejsca, które zwykła nazywać domem. Młodzieniec zaś leżał w tej samej pozycji długie godziny, aż w końcu dzięki znajomości magii niewerbalnej i wytężonemu, nadludzkiemu wysiłkowi umysłu, udało się mu rzucić na siebie przeciwzaklęcie.
Przyszedł tu dla pustej, okrutnej rozrywki, a odnalazł sens. Sens swojej egzystencji. W tamtej chwili oddałby wszystko, aż po swą moc włącznie, by tylko znaleźć piękność, która go pokonała. Wyszedł więc ze swojego niedawnego placu zabaw, różdżką otworzył rozpadlinę, w której zamknął dom tak, że teren wyglądał na niezabudowany od tysięcy lat i wyruszył na poszukiwania.

---
[Elder]

5 komentarzy:

Walet Kier pisze...

Wypadałoby napisać komentarz w stylu rozdziału, ale niestety nie umiem. Mogę tylko stwierdzić żeś "niezwykłym i nie leda piórem opatrzony".
Tekst był zrozumiały tylko połowicznie. Ale dobrze, opowiadanie powinno mieć swoje tajemnice. Styl unikatowy, bo mało komu chce się pisać "takim" językiem.
Walka była mało energiczna. Przynajmniej ja, jako czytelniczka, nie czułam emocji. Walki na ogół pisze się szybko, krótkimi zdaniami. To wprowadza duch pojedynku.
Jako podsumowanie mogę stwierdzić: mnie się podobało. No i oczywiście czekam na następne
Przepraszam za wszelkie błędy.

Rosalie pisze...

Początek masakrycznie ciężko mi się czytało. Nie przywykłam do tego typu stylu i zanim coś bym zrozumiała, musiałam tekst parę razy przetworzyć. Ale - o dziwo - dalej szło o wiele lepiej i co więcej, nie dość, że wszystko rozumiałam (brawa dla mnie :D) to jeszcze widziałam to. Normalnie widziałam oczami wyobraźni, jak Caliope rozwala ścianę a potem gdy trafia na krew. Naprawdę dokładnie było to wszystko opisane. Wielki plus! ; )
Końcówka dość zaskakująca. Nie sądziłam, że wspólna walka zbliży do siebie Caliope i - jak mniemam - Paula. Ha, ich pierwsze spotkanie i jakie krwawe! :D Aż strach myśleć co będzie później...

Kajetan pisze...

Ok. Długo myślałem nad tym co napisać :). Dla mnie świetnie ! Te przeplatanie się języka lekko staropolskiego ciężkiego do zrozumienia z językiem potocznym bardzo fajnie się sprawdza. Coś na styl Sapkowskiego ale jednak trochę jednak brakuje. Postaraj(cie) się zwęzić trochę opisy bo są zbyt złożone i mniejszy nacisk kładziecie na akcję. Tak trzymać !
PS. Jak dokończę pozostałe dwa rozdziały to dam znać co i jak!! :)
PS2. Nie chce mi się stawiać przecinków. :D

Anonimowy pisze...

Super ;3

T.M.R pisze...

Tekst bardzo dobrze napisany, czyta się go dość płynnie :D
bardzo dobra fabuła :) zapowiada się ciekawie :)