25 kwietnia 2013

Prolog


Słowem wstępu - nie wiemy (tak, celowo użyta została tutaj liczba mnoga, gdyż autorów jest dwoje - Kaleid [ona] i Elder [on]), czy uda nam się publikować regularnie, jednakże się postaramy.
Opowiadanie jest dość ostre, więc osoby o słabych nerwach mogą już wrócić na Facebooka.
Za to wytrzymałych zabieramy w podróż po zakamarkach naszej chorej wyobraźni.
Boom headshot gwarantowany.
Na zdrowie!
:)


***

            Od kiedy Czarny Pan został pokonany przez Szczyla-Który-Nie-Zdechł, śmierciożercy – pozbawieni przywódcy – utracili wpływy w ministerstwie. Całe szczęście, że idee Voldemorta nie zostały wraz z nim pogrzebane, a garstka jego popleczników nadal usiłowała wcielić jego plany w życie.
            Również w Hogwarcie wiele się zmieniło. Przestano nauczać Czarnej Magii, a do łask wróciło szlamoznawstwo. Wrócili też uczniowie, którzy wcześniej z różnych względów nie mogli uczęszczać do tej szkoły.

***

 Jedyne, do czego mugole się nadają, to dostarczanie rozrywki czarodziejom. Wie pan... gwałty, polowania… odezwał się Paul na jednym z niekończących się wykładów dla ostatnich klas, służących przystosowaniu młodego pokolenia czarodziejów do życia obok mugoli. 
 Szlaban, panie Dołohow, a Slytherin traci 50 punktów – stwierdził profesor Beever, nie odpowiadając na prowokację. – Dziś wieczorem. W lochach. 
Doskonale – odparł Paul z uśmiechem. Wziął swoje rzeczy i opuścił zajęcia.
Przez 6 lat miał opinię grzecznego, wzorowego ucznia. Został też mianowany prefektem naczelnym, więc Beever jeszcze przez chwilę z niedowierzaniem wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknął chłopak. Takiego zachowania profesor mógł spodziewać się po każdym z uczniów, ale nie po tym Ślizgonie.

***

            Dołohow, zadowolony z siebie, schodził do lochów na spotkanie z „ulubionym” nauczycielem. Uznał, że najwyższy czas, by wziąć poziom edukacji kolegów w swoje ręce. Przygotował różdżkę i wszedł do komnaty, w której miał czekać na niego Beever. Profesor stał odwrócony do niego plecami. 
 Petrificus Totalus! – krzyknął chłopak, a jego głos odbił się echem od nagich ścian. – Levicorpus! – Sztywny Beever został zawieszony do góry nogami. – Dobry wieczór panie profesorze. – Paul uśmiechnął się szyderczo. – Piękny wieczór na mój szlaban, prawda? – Beever tylko spoglądał na Ślizgona ze strachem w oczach. Paul rzucił kilka zaklęć, by zablokować drzwi i wyciszyć pomieszczenie. 
 Okłamywanie wszystkich naokoło, że mugole zasługują na cokolwiek ze strony czarodziejów, nie było najlepszym sposobem na zmarnowanie sobie życia – syknął chłopak, wyczarowując sznury i wiążąc nimi nauczyciela. Gdy skończył, zdjął z niego zaklęcia i jednym ruchem różdżki pozbawił ubrań. Beever miał zamiar coś powiedzieć, ale niemal od razu został potraktowany Cruciatusem. Paul nie przebierał w środkach. Przećwiczył na swojej ofierze kilka klątw, które znalazł w jednym z czarnomagicznych podręczników z Działu Ksiąg Zakazanych. Beever co chwila tracił przytomność, lecz Paul cucił go i kontynuował swój szlaban. Wreszcie nachylił się nad opuchniętą i zakrwawioną twarzą.
 Pewne części ciała są ci niepotrzebne, profesorze – powiedział cicho. – Większą ciotą i tak nie możesz już być. – Wycelował różdżkę w przyrodzenie mężczyzny. Sectumsempra! – Rzeczona część ciała uderzyła o podłogę. Rozległo się nieprzyjemne plaśnięcie. – Vulnera Sanantur… – Paul zaleczył powstałą ranę i wyczyścił pamięć Beevera. Ubrał go, rozwiązał i pewnym krokiem opuścił loch. 

***

            Następnego dnia wieść o tym, co spotkało profesora Beevera, okrążyła całą szkołę. Podejrzenia padły na młodego Dołohowa, który nie wyparł się zarzucanych mu czynów, ale też nie potwierdził swojego udziału w ich dokonaniu. Rada Nadzorcza uznała, że ukarze go dla przykładu i wydaliła chłopaka z Hogwartu. Jego różdżka nie została przełamana   Paul był pełnoletni, a oni nie mieli żadnych dowodów. Kiedy opuścił szkołę, słuch po nim zaginął, a świat czarodziejów szybko zapomniał o tym wydarzeniu. 
            Profesor Justin Beever niebawem zmarł mimo, że jego stan był dobry. Nie udało się jednak udowodnić, że w odejściu z tego świata pomogły mu osoby trzecie.
Jedna z uczennic, odwiedzając skrzydło szpitalne poznała słodki smak czarnej magii. To doświadczenie miało zmienić jej życie. 

Hogwart krył wiele tajemnic, niemal tyle samo ile jego uczniowie.

---
[Kaleid]

5 komentarzy:

Snape'owa pisze...

Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww, lubie toooo ^.^

Rosalie pisze...

Zastanawia mnie jedna rzecz. Skoro wojna się skończyła, Potter wygrał, Voldemort przepadł a Śmierciożercy przestali istnieć (teoretycznie), to dlaczego do Hogwartu przyjęto potomków sługusów Sami Wiecie Kogo? Paul, z tego co się domyślam, jest synem/ wnukiem/ krewniakiem Antonina Dołohowa, faceta, który nieźle nabruździł. I mimo tego, że przegrali (LV i Śmierciojady), to jak gdyby nigdy nic dalej ciągnęli nauke w Hogwarcie? Są inne szkoły, które były bardziej przechylne dla czarnej magii (np. Instytut Durmstrang) a oni wolą kisić się w placówce, gdzie szlamy są uwielbiane włącznie z mężczyzną ze szlaczkiem na czole.
Nie kwestionuję tego, ze to akurat Hogwart. Lubię Hogwart. Ale dziwi mnie po prostu, że potomkowie Śmierciożerców wolą siedzieć tam, gdzie nie będą mogli nauczyć się niczego, co wg nich jest ciekawe i wartościowe, a ich życie towarzyskie nie jest na wysokim poziomie i muszą bawić się w swoim towarzystwie. W końcu kto chciałby się zadawać z osobą, której ojciec/ dziadek/ wujek należał do podopiecznych Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

Prolog mi się spodobał. Lubię takie mroczne klimaty. Ponadto Ślizgoni zachowują się jak Ślizgoni, mając za nic zasady i atakując nauczyciela bez żadnego problemu. Brakowało mi to w książce oraz innych opowiadaniach (nawet w moim własnym). W końcu uczniowie z domu węża nie byli słabi. Mając taki rodowód nie można się spodziewać po nich niczego innego niż siły, sprytu i inteligencji. A w większości tworów pokazują ich jako zamkniętych w sobie bubków, którym nic się nie chce i w ogóle są mało ciekawi. U Was wreszcie mają oni pazur. Za to naprawdę wielki plus.

Moje ulubione zdanie - ostatnie. Normalnie kosmos : ) Świetne podsumowanie prologu.

Walet Kier pisze...

Lubię sceny tortur ^^
Prolog to taki "torcik z gorzkim wnętrzem". Trochę humoru ("Szczyla – Który – Nie
– Zdechł" - to mnie rozwaliło), trochę krwi. Dołohow jr. bez duszy... Już mi się podoba. Tylko fajne byłoby kiedyś jakieś zawachanie, chwila słabości... Ale to nie ja to pisze, tylko Wy.
Trochę dziwnie byłoby żeby szczeniara znalazła błędy w tekście studentki, więc ten typowy punkt moich komentarzy z czystym sercem pomijam.
Czy tylko mi się zdaje, że to jest nieco dłuższe niż rozdziały na immortaly yours (mam nadzieję, że nie pokręciłam nazwy...)?
Prologi mają to do siebie, że zdradzają zbyt wiele, więc pozostaje mi czekać dalej.

Anonimowy pisze...

W zakładce "Blog" brak spisu treści. Gdzie masz przekierowanie do początku????

Kaleid pisze...

Jest archiwum bloga w widocznym miejscu. Nie uwazam ze dublowanie funkcji jest potrzebne.
I prosze sie podpisywac :)