Na zdrowie!
***
Zabawy
z truposzami miały jedną, niezaprzeczalną zaletę - były diabelnie pouczające.
Sprawny nekromanta zawsze wiedział jak długo uda mu się animować opętane
zwłoki. Wiedział też jak zniszczyć ożywieńców, których charakteryzowała
niewrażliwość na wszystko to, co niechybnie zakończyłoby żywot każdego
śmiertelnika i uczyniło na powrót martwym inferiusa, czy inne zombie.
Oczywiście sposoby tworzenia i kontrolowania takich istot są absolutnie
elementarną wiedzą z tego zakresu.
Caliope
z przebywania w sztywnym towarzystwie wyniosła jeszcze jedną naukę, której na
próżno było szukać w jakichkolwiek podręcznikach nekromancji: „Jeżeli chcesz
mieć spokój, nie reaguj na jakiekolwiek zachowania ze strony osób niemile
widzianych. W końcu zabiorą swe szanowne cztery litery i popsują powietrze
gdzie indziej.” - oczywiście nie dotyczyło to Zabiniego (takie zachowanie
byłoby mu raczej na rękę), ale na Lucjusza i jego małżonkę ta metoda działała
wręcz idealnie. Sięgnąwszy więc umysłem do tych dwóch karykatur czarodziejów,
które najwyraźniej zamierzały wejść do jej komnaty i zakłócić dość względny
spokój uznała, że wystarczająco nadwyrężono jej nerwów jak na jedną dobę.
Sięgnęła do dolnej, sekretnej szufladki w nocnej szafce, gdzie przechowywała eliksiry
na czarną godzinę, odmierzyła małą dawkę eliksiru słodkiego snu, doprawiła ją naparstkiem
dekoktu Rafarda Białego, wsmarowała w kark odrobinę dyptamu i przyłożyła głowę
do poduszki.
Kiedy
do sypialni Caliope wparowali państwo Malfoy, dziewczyna była już pogrążona w
głębokim śnie. Paul, który czaił się pod łóżkiem, nieznacznie uniósł swoją
wężową łepetynę. Widzenie w podczerwieni i spektrum promieniowania cieplnego,
według niego, było najbardziej fascynującą ze wszystkich zdolności świata
natury. Taki Lucjusz - czerwona głowa, tułów przechodzący płynnie w pomarańcz,
zieleń, aż do błękitu na wysokości krocza. Nie ma to jak impotencja. Oczywiście
cieszył się też wspaniałym słuchem, pozwalającym mu wychwycić jak bardzo
Narcyza zapaskudziła swój organizm eliksirami pobudzającymi. Rytm bicia jej serca
bardziej przypominał występy pijanego dwulatka usiłującego grać na djembe, niż
tykanie zegara, który wisiał nad łożem dziewczyny.
Lucjusz
podszedł do nocnej szafki i położył na niej różdżkę Caliope. Udając, że grzebie
pod jej poduszką by sprawdzić, czy nie schowała tam znowu jakiejś trucizny,
pogłaskał ją delikatnie po głowie i westchnął ciężko. Wydawało się, że chciał
ukryć to przed żoną, której wyraźnie się bał (od jego strachu Paula aż skręciło
z głodu. Tak reagował, gdy jako wąż wyczuł jakiegoś przerażonego gryzonia –
przed sobą miał widocznie szczura prima sort, na dodatek w rozmiarze XXL). Postał
jeszcze chwilę przy łóżku córki, po czym wrócił do małżonki czekającej przy
drzwiach, objął ją w talii i wyprowadził z komnaty.
Paul
grzał się w cieple dziewczyny i rozmyślał nad tym, co zrobić z ostatnimi
wydarzeniami. Panna widocznie potrzebowała pomocy. Podobała mu się też niepomiernie,
ale i tak największym szokiem było dla niego odkrycie, że jest wężousta. Coś mu
nie pasowało w tym zestawieniu. O ile pamiętał ród Malfoyów nie był w żaden
sposób spokrewniony ze Slytherinem - a jeśli nawet, to na pewno nie w odcinku
historii możliwym do odtworzenia.
- Do licha. Jest córką Bellatrix…
Nie, Bellatrix raczej nie pozwoliłaby Lucjuszowi na posiadanie z nią dziecka.
Prędzej, dla dobra malucha spłodzonego z kim innym, pasowałoby jej przespać się
z tym starym pierdzielem i wmówić mu, że jego wyłącznym sukcesem jest to, w
czym nie maczał palców, ani niczego innego. Tylko z kim innym, do cholery,
mogłaby mieć to dziecko? – tak wałkując sprawę na lewo i prawo siedział pod
łóżkiem dziewczyny, póki nie odczuł, że działanie eliksiru przemija
bezpowrotnie i zaczynają ją męczyć koszmary.
Skuliła się na łóżku i drżąc na
całym ciele zaczęła otulać się kołdrą, jęczeć i krzyczeć tak samo, jak przed
paroma godzinami.
Zwinąwszy swe mocne, sprężyste
ciało w spiralę, wyskoczył spod mebla i jeszcze w locie powrócił do ludzkiej
postaci. Nachylił się nad nią i powiedział stanowczym głosem prosto do jej
ucha:
- Caliope, obudź się! To tylko sen!
Caliope! WSTAWAJ DO JASNEJ CHOLE… - jednak nie miał okazji dokończyć zdania.
Ostatnim, co zauważył był duży, srebrny pierścień na drobnej, śnieżnobiałej
dłoni dziewczyny i rozszerzona strachem źrenica jej pięknego, głęboko
błękitnego oka.
- No pięknie… Kurwa! Kyrie eleison,
apokalipsa! - wyrzuciła z siebie Caliope patrząc na nieruchome ciało maga
spoczywające obok jej łóżka.
- Szlag by to. Czemu zawsze muszę dać
w mordę nie temu co trzeba? – z ciężkim westchnieniem zeszła z łóżka i
spróbowała podnieść mężczyznę. Właśnie – spróbowała. Ledwo udało jej się go unieść
o kilka cali nad grunt, po czym nie wytrzymała i upuściła nieruchome ciało na
posadzkę. Gruchnęło, a jego blond czerep ciężko uderzył o podłoże. Nic zeń
jednak nie ciekło, Caliope doszła więc do wniosku, że zachował swą integralność
cielesną. Rozejrzała się po pokoju. Gdy zlokalizowała różdżkę szybko po nią
sięgnęła. Za nic nie mogła sobie przypomnieć, żeby kładła ją na nocnej szafce.
W ogóle głowę by dała, że jej tam nie było zanim zasnęła. Wymierzyła w Paula i
mruknęła:
- Wingardium, kurwa, leviosa…
Chłopak uniósł się kilka cali nad
ziemię, jednak lewitował krzywo łapiąc przechyły i raz po raz waląc łbem o
podłogę. Cofnęła zaklęcie walcząc ze śmiechem. Oczywiście w myślach skarciła
się za ten odruch - nie chciała (za bardzo) uszkodzić swojego niedoszłego
wybawcy, jednak ten widok mile łechtał jej ślizgońskie serce.
- No dobra, niech będzie.
Wingardium leviosa! – tym razem zaklęcie wypowiedziane starannie pozwoliło jej przenieść
Paula na łóżko. Ciągle jednak chichotała pod nosem.
Nie myślała, że będzie w stanie jeszcze
dziś się uśmiechnąć… a jednak. W jej klatce piersiowej rozlewało się dziwne
ciepło, kiedy patrzyła na nieprzytomnego mężczyznę.
- Jak by ci tu pomóc… no dobra. Zobaczymy
jak będzie z reakcją na ból. Tormenta! – powiedziała mierząc w niego różdżką.
Kiedy nie odnotowała żadnej zmiany, usiadła na łóżku i z mieszaniną strachu i
fascynacji dotknęła jego klatki piersiowej.
Wymierzywszy różdżkę w jego twarz
szepnęła: - Aquamenti!
Pierwszym
co czuł, zanim jeszcze ktoś zapalił na powrót światło, był zimny prysznic
zraszający mu głowę. Czyżby zdrzemnął się w krzakach i jakiś pies go znalazł?
Potem poczuł dziwne ciepło przenikające
aż do jego serca. Uczucie było dla niego jednocześnie nieznośne i rozkoszne. Nie
mógł dłużej wytrzymać tej pieszczoty i jednocześnie wiedział, że nie może żyć
bez tej tortury.
Głowa bolała go tak, jakby górski
troll zrobił sobie z niej werbel. Otwierał powoli oczy, ale i tak wszystko mu
się rozmazywało. Cały czas ktoś albo coś lało mu na twarz hektolitry wody.
-Pfff…
gllll… tfu! Tfu! Pfu! Chcesz mnie utopić? – spytał, kiedy
zlokalizował źródło zjawiska. Caliope uśmiechnęła się i schowała różdżkę.
- No to na dzisiaj dosyć lania wody
– stwierdziła rozbawiona. Wyglądał jak przemoknięty kurczak. – Jak się czujesz?
- Dzięki, bywało gorzej. Pytasz
jakby cię to rzeczywiście obchodziło…
- Obchodzi. Skoro masz plan jak sprawić,
bym nie musiała przez resztę życia mówić do Zabiniego per „kochanie”, to wolę
poczekać z twoim pogrzebem do czasu jego realizacji.
- Jakaś ty bezinteresowna… -
prychnął Paul. – Tak, faktycznie mam pomysł. Mam też wrażenie, że realizacja
przyniesie obopólną korzyść. - Spojrzał w jej oczy. Dostrzegła w nich ogień,
tak jak przy pierwszym spotkaniu. Jednak z jakiegoś nieznanego jej powodu nie
bała się, że się sparzy.
---
[Elder]
+ Niedługo będę edytowała całą playlistę. Pytanie do Was - mam wstawić więcej Depeche Mode, czy coś mocno zróżnicowanego (jednak trzymającego klimat opowiadania)? ~ Kaleid
7 komentarzy:
Super , chce jeszcze <3<3
Skórka nie męczy oczu, opowiadanie nie męczy głowy :) będę czekać z zapartym tchem :D na dalszy rozwój wydarzeń.
~ Magda
No nie mówcie, że Caliope jest córką Sami Wiecie Kogo i Bellatrix... No niby Lucjusz jest tatusiem dziewczyny, ale jakoś ciężko mi w tą wersję uwierzyć. Już bardziej na to, że Czarny Pan - chcąc ulżyć chuci - przerżnął swoją najwierniejszą służkę, której nie przeszkadzał brak nosa oraz jasny kolor skóry. Zresztą, ja Bellę nigdy nie uważałam za atrakcyjną (wcale nie nawiązuję do aktorki, która ją grała)a, że Voldemort również nie był amantem, to trafił swój na swego.
Więcej Paula! Mniej Caliope! Paula uwielbiam. Jest świetną postacią. Szkoda tylko, że ma tak spaczony gust, że spodobała się mu akurat ta dziewczyna.
Ech, nie ma to jak nie lubić głównej bohaterki : )
Caliope jest świetna. Nigdy nie czytałam opowiadania, które miało główną bohaterkę tak fenomenalnie wykreowaną. Brawo!
Znów muszę czekać do środy... Wrzućcie coś wcześniej!!! =D
Przeczytałam całe opowiadanie i muszę powiedzieć, że jest świetne i naprawdę dopracowane. Niektóre wątki są brutalne, fakt (już prolog mnie zaskoczył). Rozdziały pisane przez Kal szybko mi się czyta, zaś przy rozdziałach Eldera muszę się bardziej skupić. :)Ale! Macie fajne style pisania i rozpoznaję, kto kiedy pisze :D . Postacie są ciekawe, chyba najbardziej mi się podoba Paul. Życzę owocnej weny i kolejny, równie wciągających rozdziałów!
Przetarła zaczerwienione i podkrążone oczy. Z pamięcią i czasem było ostatnio u niej krucho, dlatego, jeszcze z rana dałaby rękę sobie uciąć, że już komentowała ten rozdział. Ale uświadomiła sobie, że owszem komentowała, ale to nie było tutaj.
Od czego by tu...
Zajrzała w ciemność za oknem. Jej uwagę nie przykuł jednak pogrążony w uścisku nocy krajobraz, a jej własne odbicie...
Jak ja się pokażę w pierwszej oficjalnej pracy w moim życiu?
Westchnęła ciężko. Nie miała już dziś głowy do tworzenia czegokolwiek, już dość się dziś napisała...
Nie pogniewasz się, Elderze, jeżeli napiszę tutaj to, co Ci już pisałam?
Wiedziała, że się nie pogniewa...
Elderze,
fajnie, że nie stawiasz na same dialogi, jak chciałaby większość, bo dialogi to pestka, gorzej skonstruować wyczerpujący opis, tym bardziej zahaczający o kondycję psychologiczną i myśli bohaterów... To się chwali!
Komplikujecie fabułę, ale coraz więcej się wyjaśnia... Caliope córą Voldiego? Aj! Kpiny z Lucjusza zgrabnie przeprowadzone, a to jego westchnięcie i strach przed żoną- nie pasują do obrazu cwaniaczkowatego tchórza z kanonu- czyżby tliła się w nim czułość? Jakaś więź z Caliope? Paul, jako postać też nie jest jednowymiarowy, a jego konstrukcja została dobrze przeprowadzona i obiecująco się rozwija- zależy mu na Caliope, choć wcześniej można było odnieść wrażenie, że tylko się nią pobawi i porzuci, zaangażował się chłopak, nie ma co! A Caliope- mam wrażenie, że na początku miała być wyniosłą panią, gardzącą wszystkim, co pro-mugolskie czy pro-potterowskie, a teraz przez te wydarzenia, wspomnienia- jej dominacja osłabła... Mam nadzieję, że jeszcze pokaże pazur mimo tych wszystkich przykrych rzeczy, które ją spotykają...
Miała nadzieję, że usatysfakcjonowała autorów, w razie czego była gotowa przyjąć falę krytyki... :) Pozdrawiam! :)
Elderze, czekam na opis Twojej osobowości w "Autorzy". Dziękuję za przeczytanie mojej prośby.
Robi się coraz ciekawiej... podoba mi się kryryczne podejście do bohaterów. Jestem antyfanką Malfoyów, więc nie mam nic przeciwko kilku cruciatusom w ich stronę... Rozmarzyłam się
Prześlij komentarz