8 maja 2013

Rozdział 2

Powolutku zaczynamy zabawę.
W kolejnych rozdziałach nie będziemy już trzymać wyobraźni w ryzach.
Enjoy!

***

            Caliope, po wydarzeniach popołudnia i długim spacerze wróciła do domu. Malfoy Manor, bo tak nazywał się budynek, w którym przyszło jej spędzać owe lata życia, nie przypominał zwykłych domków z ogródkami, jakich w okolicy było pod dostatkiem.            Był to majestatyczny, wiekowy dwór, otoczony pięknym ogrodem i ogromnymi zielonymi terenami. W środku znajdowały się olbrzymie komnaty urządzone z przepychem godnym królów. Dziewczyna często czuła się tam przytłoczona. Nie, żeby nie lubiła luksusu, ale jak wiadomo – co za dużo, to nawet świnie nie chcą. Na szczęście swoją część komnat mogła urządzić jak chciała. Próżno było tam szukać złota, kamieni i innego rodzaju drogocennych przedmiotów, którymi przepełniona była reszta dworu. Czarne, eleganckie meble były uzupełnione ciemnozielonymi dodatkami. Puchaty, miękki dywan przy kominku sprawiał, że wnętrze było ciepłe i przytulne. Na ścianach, prócz kilku obrazków jej autorstwa, znajdował się proporczyk ze srebrnym wężem – godłem Slytherinu. Dziewczyna miała do niego ogromny sentyment – przydział do Domu Węża zawsze napawał ją dumą. Po ukończeniu Hogwartu nie miała serca go zdjąć. W końcu Ślizgonem zostawało się na całe życie.
         Podeszła do półki z książkami, wyjęła jedno z tomiszczy traktujących o nekromancji, usiadła w skórzanym fotelu i zaczęła czytać. Jednakże obraz tych oczu z płonącego budynku ciągle przeszkadzał jej w skupieniu się na lekturze. Po godzinie zrezygnowała. Odłożyła książkę na półkę i postanowiła odprężyć się w jeden z jej ulubionych sposobów. Udała się do łazienki, lecz tym razem kąpiel nie przyniosła spodziewanych efektów. Poczuła lekkie ssanie w żołądku – nic dziwnego. Zjadła tylko śniadanie, a zbliżała się już trzecia w nocy. Ubrała się więc i skierowała swoje kroki do kuchni. Jej plany zostały jednak gwałtownie zmienione. Nie zdążyła przebyć nawet połowy drogi, gdyż wpadła na swoją ciotkę, która była jednocześnie jej macochą.
- Caliope. – Ton głosu Narcyzy Malfoy nie wróżył nic dobrego. – Gdzie ty się znów włóczyłaś? Czy nie mówiłam ci, że masz być w domu o 7, bo przyjeżdża krawiec z twoją sukienką, bo trzeba dokonać przymiarki?
- Wybacz – odparła dziewczyna z wyraźnie słyszalną nutką fałszywej skruchy. – Zapomniałam. Ufam, że daliście sobie świetnie radę beze mnie. – Uśmiechnęła się drwiąco i spojrzała na ciotkę z góry.
- Nie pyskuj. – powiedziała zimno Narcyza. – To twoje zaręczyny, twoja sukienka i twój interes. Powinno ci zależeć.
- Oj tak, masz częściowo rację. To moje zaręczyny i moja sukienka, ty byś raczej się w nią nie zmieściła, nawiasem mówiąc zielony nie jest twoim kolorem. A co do interesu… z tym bym polemizowała, ponieważ swojej korzyści w tym nie widzę. Natomiast twoją i Zabiniego jak najbardziej.
- Ty niewdzięczna gówniaro – Narcyza straciła nad sobą panowanie. – Ty niewdzięczna, niewychowana gówniaro! – zamachnęła się, żeby uderzyć dziewczynę w policzek, jednakże ta w porę uchyliła się przed ciosem.
- Co tu się dzieje? – W korytarzu rozległ się męski głos.
- Lucjuszu, ja już nie mam do niej sił. – zaczęła Narcyza płaczliwym tonem. - Twoja córka nie szanuje nikogo i niczego prócz siebie. Nie docenia trudu, jaki włożyłam w jej wychowanie po śmierci Belli… - Kobieta uwiesiła się na ramieniu męża i wpatrywała się w niego czekając na reakcję.
- Cyziu, idź już do łóżka. – Powiedział mężczyzna i delikatnie odsunął od siebie kobietę. Ta, nieco oburzona zaczęła iść w stronę drzwi. Odwróciła się jednak na chwilę i powiedziała
- Tylko spróbuj się jutro nie pojawić, gówniaro. – zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Caliope… - zaczął Lucjusz łagodnie, ale dziewczyna mu przerwała.
- Wybacz, ojcze. Nie mam ochoty na twoje wychowawcze pogadanki. Wyrosłam już z tego. –
minęła go i zeszła do hallu. Zapomniała już o tym, że miała coś zjeść. Wyszła do ogrodu.
Rzadko okazywała słabość, ale tym razem poczuła się tak bezsilna, jak nigdy. Nie mogła nawet  uciec, bo nie miała dokąd. Przeszła do swojego ulubionego miejsca w ogrodzie, usiadła na ławeczce i zaczęła płakać. Nie chciała tego ślubu. Nienawidziła rodziny Zabinich, a najbardziej swojego przyszłego męża – Blaise’a. Był chamskim, cynicznym, pewnym siebie (mimo, że ku temu nie miał żadnych powodów) gnojkiem, z zawyżonym poczuciem własnej wartości. Był też obrzydliwie bogaty – właśnie dlatego Narcyzie tak zależało na aranżacji tego małżeństwa. Inna sprawa, że Blaise już w Hogwarcie wykazywał chęć poznania jej bliżej, jednak ona zawsze dobitnie mu pokazywała, że zainteresowana nie jest. Po jakimś czasie owo niezainteresowanie przemieniło się w obrzydzenie i nienawiść.
Z tych ponurych rozmyślań wyrwał ją szelest liści za jej plecami. Nie było wiatru, więc to musiało być coś żywego. Zwierzę albo człowiek. Nauczona ostrożności natychmiast stłumiła łzy i wyciągnęła różdżkę. Ukryła się w krzewach rododendronu, które Narcyza posadziła, by zamaskować dół wysokiego, kutego ogrodzenia posiadłości. Za nim rozciągał się las – również należący do jej ojca. Kiedy była dzieckiem, matka zabierała ją tam na codzienne spacery. Tradycja została zerwana, kiedy Bellatrix zginęła w bitwie o Hogwart.
Teraz była niemal pewna, że ktoś ukrywał się pomiędzy drzewami. Na wszelki wypadek wyszeptała
– Homenum revelio. – Jej różdżka zadrżała, a z jej końca wysypało się kilka czerwonych iskierek. Więc jednak człowiek. Na pewno czarodziej, bo tereny były chronione przed mugolami. Nie wiedziała z kim ma do czynienia, więc postanowiła się wycofać i powiedzieć ojcu, że ktoś węszy wokół posiadłości. Kiedy zaczęła się chyłkiem przemieszczać w stronę budynku rozległ się głos. Przerażająco znajomy głos, który przypomniał jej o wydarzeniach sprzed kilku godzin.
- A więc cię znalazłem.

***

            Kiedy tylko wyrwał się z pułapki, w którą wplątała go własna nieuwaga, wyruszył na poszukiwania dziewczyny, która w tak pięknym stylu rozłożyła go na łopatki. Mogła go zabić… a jednak. Może miała nadzieję, że spłonie razem z mugolami albo umrze z głodu w tym żałosnym położeniu? A może oszczędziła go rozmyślnie? Nie miał pewności, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy, ale kiedy odeszła nie usłyszał charakterystycznego dźwięku towarzyszącego deportacji, więc postanowił najpierw przeszukać pobliskie tereny. Rzucił kilka zaklęć, które ukazały mu obecność magii w okolicy. Udał się więc w tamtą stronę. Dotarł na skraj lasu, a aura magiczna była coraz bardziej wyczuwalna. Po jakimś czasie dotarł do wysokiego, kutego ogrodzenia i usłyszał ciche łkanie. Nasłuchiwał przez chwilę i postanowił się zbliżyć do źródła dźwięku. Wpadł jednak w starą kupkę liści i przeklinając się w myślach, ukrył się między drzewami. Odgłos płaczu niemal natychmiast ustał. Wyszkolonymi zmysłami poczuł, że jakieś zaklęcie lekko odbija się od niego i zobaczył kilka czerwonych iskierek sypiących się spod jednego z krzewów. Coś mu podpowiadało, że bardzo szybko osiągnął cel swoich poszukiwań. Z różdżką w pogotowiu postanowił ujawnić swoją tożsamość.
- A więc cię znalazłem. – powiedział cicho, jednocześnie widząc sylwetkę dziewczyny, która najwyraźniej usiłowała uciec. Światło księżyca padło na jej twarz, jednocześnie utwierdzając go w przekonaniu, że odniósł sukces.
- Protego! – Zareagował instynktownie, zanim zaklęcie zdążyło go dosięgnąć.

***

            Caliope zareagowała niemal od razu. Żeby mieć przewagę użyła magii niewerbalnej. Expelliarmus został jednak odbity. Usłyszała ciche „drętwota”, więc krzyknęła
- Vindex! – Tarcza była tak silna, że odrzuciła jej przeciwnika do tyłu. Nie spodziewał się, że ta dziewczyna zna magię pradawną i że wie, jak jej używać. Lekki szok i jednocześnie chwilowa utrata koncentracji spowodowały, że nie zdążył zablokować kolejnego zaklęcia.
- Incarcerous! – Cienkie, mocne liny spętały go i powaliły do tyłu. Upuścił różdżkę. Znów udało jej się go pokonać.
- Wygrałaś. Po raz drugi – stwierdził spokojnie. Zaintrygowana Caliope postanowiła przyjrzeć mu się bliżej.
- Wingardium Leviosa – szepnęła i przeniosła skrępowane ciało przez ogrodzenie. Ułożyła je u swoich stóp.
- Kim jesteś i czego chcesz? – Zapytała, przywołując jednocześnie jego różdżkę. Schowała pałeczkę do kieszeni.
- Zadajesz dużo pytań, piękna – odparł, uśmiechając się pod nosem.

---
[Kaleid]

+ Pozdrawiam Jokera i Rosalie - dedykuję Wam ten rozdział w podziękowaniu za cenne uwagi w komentarzach.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

I co ja mam.tu napisać. Jedyne co mi do głowy przychodzi to ; zajebisty rozdział ;)

Lilla Weneda pisze...

Wstała wczesnym rankiem, by uczyć się na kolokwium z jednego z przedmiotów o długiej i nudnej nazwie.
Odpaliła laptopa i gdy już miała otwierać stosowne pliki, kursor nieopatrznie zjechał na ikonkę z rudym liskiem.
Nieświadoma tego, co robi, najechała myszką na tak dobrze jej znany niebiesko-biały znaczek.
Zrobiła to odruchowo, nie do końca jeszcze przebudzona z fantazji, których resztki majaczyły jeszcze pod powiekami.
W końcu, oślepiona białym tłem strony, zauważyła w pierwszym losowym statusie link do bloga.
Zawsze lubiła oglądać takie strony, sama w końcu pisała kilka takich, lecz nigdy nie doprowadziła ich do końca...
Świecące na niebiesko literki zaprowadziły ją na mroczną stronę.

"Muszę się uczyć, muszę czytać, uczyć się!" - powtarzała sobie w duchu, lecz sama nie zauważyła, kiedy zaczęła zagłębiać się w lekturę odnalezionego FF.

"Jak przez Was nie zdam tego kolosa..." - zaklinała w duchu autorów.
Przebrnęła przez tekst i stwierdziła, że chce czytać dalej.
Może dlatego, że lubiła czytać różne fan fiction, może dlatego, że lubiła Harrego Pottera, może dlatego, że lubiła czytać.
Nie potrafiła wskazać konkretnego powodu.
Styl autorki w dodatku, wydawał jej się bliski (choć jej w ogóle nie znała), nieco podobny do jej własnego stylu- przejrzysty i obrazowy.
Po autorze zaś, sposobu jego piśmiennictwa spodziewać się mogła, lecz i tak nieco z pantałyku ją to zbiło w opowiadaniu takowym i przez zagajnik wyrosłych, stylizowanych na staropolskie słów trudno było przedrzeć się jej.
Zagranie ironią ciekawe, acz wydawać by się mogło, iż od takowej atmosfery czy fabuły opowiadania odstające...

"Gdybym rozbroiła nieznajomego, zbroczonego krwią, który najwyraźniej jest jakimś psychopatą, zapewne moim pierwszym ruchem byłby pocałunek... Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam" - zakpiła nieco w duchu, przyzwyczajona do rozciągniętej akcji, gdzie wątki romansowe* rozwijały się powoli, wzmagając pragnienia czytelnika...

Otrząsnęła się, musiała w końcu wrócić do znienawidzonej nauki.
Pożegnała się z blogiem na swój sposób i obiecała mu, że jeszcze na niego zajrzy, bo historią ją zaciekawiła.


*nie mylić z 50 twarzy Greya czy jakoś tak, bo tego nie czytała i nie zamierza czytać [przyp. autorka komentarza]

Walet Kier pisze...

Dziękuję za dedykację ^^
Osobiście jestem przeciwniczką powtarzania tych samych wydarzeń (lub słów) widzianych oczami innego bohatera. Nie wiem czemu, ale strasznie mnie to irytuje... Chociaż wiem, że czasem trzeba pokazać wszystko "z dwóch stron".
Trochę mnie dziwi, że kiedy bohaterka (czenu ja nigdy nie umiem zapamiętać imion...?!) szła przez Malfoy Manore ze swojego pokoju do łaziennki i z powrotem, to Narcyza jej nie usłyszała ani nie zauważyła. Wiem, że ten dom jest ogromny, ale i tak wydaje mi się to dziwne.
Teraz nie będę mogła spać... Będę czekać na rozdziały w których "puścicie wodze fantazji".
Jeszcze raz dziękuję.

Kaleid pisze...

Joker - łazienka jest w jej komnatach. :D W każdym razie taki miałam zamysł. :D W wielkim, bogatym dworze takie coś jest na porządku dziennym. ^^ I nie ma za co. :D

Rosalie pisze...

Zupełnie inaczej się czytało niż poprzedni rozdział. Tu przeleciałam niczym torpeda nie potrafiąc wczuć się w sytuację. Plusem pierwszej części było to, że mimo trudu w czytaniu, to jednak świat był bardziej szczegółowo przedstawiony, można było wczuć się w postać. Tu, niestety, mi tego zabrakło.

Jest Narcyza, jest Lucjusz (jej! :D) a gdzie mój ulubieniec - Draco? Z żoną i dzieckiem podbijają świat?
Z tego, co zrozumiałam, to Caliope jest córką Belli i Lucjusza? Mężczyzna spłodził bękarta z siostrą swojej żony? WTF? Totalne zaskoczenie. Ale spodziewam się, że jeszcze nie raz mnie zaskoczycie : )

PS. Dziękuję za dedykację : )

T.M.R pisze...

Bardzo ciekawy rozdział porusza wyobraźnie :D aż chce się dalej czytać :)