Wybaczcie nam tę długą przerwę. Potrzebowaliśmy wakacji.
Ten rozdział nie był konieczny - nie wnosi zbyt wiele do fabuły, ale ja tak bardzo nie lubię jego bohaterki, że nie mogłam się powstrzymać. Poza tym odniosłam wrażenie, że macie ochotę na coś mocniejszego. Miłego czytania!
Ten rozdział nie był konieczny - nie wnosi zbyt wiele do fabuły, ale ja tak bardzo nie lubię jego bohaterki, że nie mogłam się powstrzymać. Poza tym odniosłam wrażenie, że macie ochotę na coś mocniejszego. Miłego czytania!
***
Imię Caliope oznacza „Pięknolica”, a
muza, która je nosiła była patronką poezji. Jednakże dla Paula istniała tylko
jedna kobieta o tym imieniu i tę właśnie tulił do swojego, jeszcze niedawno
lodowatego i niewzruszonego, serca.
-
Zwinny z ciebie gad – stwierdziła sennie Caliope.
-
Jeszcze nie pokazałem co potrafię – odparł Paul gładząc delikatnie jej włosy.
-
Zapewne. Jednakże twoje wężowe zabawy coś mi przypomniały.
-
Mianowicie?
-
Mam pewne porachunki z wiewiórowatą narzeczoną Bliznowatego - Wymoczka – Który
– Nie – Zdechł – Wtedy – Kiedy - Powinien.
-
Czymże ta nędzna wychowanka domu szlam cię uraziła?
-
Po prostu czuję się w obowiązku spełnić jej przeznaczenie – odparła dziewczyna
dając mu do zrozumienia, że (na razie) nie ma po co dalej dopytywać.
-
W ramach odreagowania po ostatnich dniach, jak rozumiem – uśmiechnął się Paul i
przytulił ją mocniej.
-
Właśnie tak – odwzajemniła uśmiech i zamknęła oczy, by za chwilę oddać się we
władanie mocy Morfeusza.
***
Kiedy się obudziła, słońce było już
wysoko na niebie. Rozejrzała się dookoła, ale komnata była pusta. Za to z
łazienki dobiegały wyraźne dźwięki sygnalizujące czyjąś obecność. Chwilę
później, jak na zawołanie, drzwi się otworzyły i stanął w nich Paul, owinięty w
pasie jedynie ręcznikiem. Mokre włosy opadały mu łagodnie na czoło, a kropelki
wody połyskiwały na jego silnych ramionach.
-
Dzień dobry, najdroższa – powiedział, a na jego twarzy pojawiła się ulga. –
Nareszcie się obudziłaś.
-
Nareszcie? – zapytała, a jej głos był jeszcze lekko zachrypnięty. – Ile czasu
spałam?
-
Nieco ponad trzy doby.
Caliope
westchnęła ciężko, przeciągnęła się i zwlekła z posłania. Ziewnęła szeroko i
poczłapała do łazienki.
Przeszło
godzinę zajęło jej doprowadzenie się do względnego porządku.
-
Merlinie, wyglądasz jak Bellatrix – podsumował Paul wchodząc do łazienki, kiedy
usiłowała rozprawić się z burzą ciemnych i nadal mokrych włosów.
-
… kołtuny. Jak się wkurwię, to was wszystkie zetnę i będziecie miały tyle z
tego. No kurwa – przerwała monolog i pytająco spojrzała na swojego
narzeczonego. – Mówiłeś coś?
-
Wyglądasz jak swoja matka – powtórzył. Odpowiedziała mu uśmiechem i powróciła
do maltretowania swojej głowy.
-
Pierdolę – chwyciła różdżkę i z jej pomocą dokończyła to, z czym miała problem
używając tylko grzebienia i szczotki. Wyminęła Paula w drzwiach i zawołała
swoją skrzatkę, by zamówić śniadanie. W końcu usiedli razem przy stoliku.
-
Przydałoby się ustalić plan działania na dziś – stwierdziła spokojnie Caliope
smarując chleb masłem.
-
Co masz na myśli?
-
Mówiłam, że mam sprawę do załatwienia z tą brudną, małą wiewiórą. Masz ochotę
się ze mną zrelaksować? – zapytała i uśmiechnęła się pod nosem. Paul zrozumiał
i niemal od razu się rozpromienił.
-
Z tobą zawsze.
-
Więc słuchaj uważnie – powiedziała i zaczęła omawiać przemyślaną wcześniej
taktykę.
***
-
Mam cię, złotko – wysyczała Caliope trzymając Ginevrę Weasley w mocnym uścisku.
Dziewczyna się wyrywała, jednakże zaklęcie Silencio skutecznie zamknęło jej piegowaty
pyszczek. Odciągnęła ją szybko między drzewa - niedługo reszta Harpii miała
zacząć schodzić się na trening, a jej nie zależało na dodatkowej konfrontacji.
- Szykuj się na zabawę – dodała i, po uprzednim oszołomieniu ofiary, deportowała
je do umówionego miejsca.
***
Sklepienie pomieszczenia
oświetlonego jedynie paroma pochodniami ginęło w mroku. Kamienne ściany
pozbawione były okien – wystawały z nich żelazne haki na których wisiały
najróżniejsze przedmioty – od ciężkich kul i łańcuchów, przez korbacze i
topory, aż po wymyślne narzędzia tortur. W rogu pomieszczenia znajdował się
duży piec, w którym złowrogo szalał ogień.
Paul
stał na środku sprawdzając, czy łańcuch zwisający ze sklepienia utrzyma ciężar
człowieka. Zauważywszy swoją narzeczoną i jej zdobycz uśmiechnął się szeroko.
-
Możesz wieszać, najdroższa – powiedział i odsunął się, by zrobić miejsce
dziewczynie. Ta machnęła różdżką i łańcuchy posłusznie owinęły się wokół kostek
i nadgarstków Ginny. Drugie machnięcie i wiewióra już wisiała półtora metra nad
ziemią.
-
W sam raz – uznała Caliope i uśmiechnęła się do Paula. – Przygotowałeś
wszystko?
-
Oczywiście. Możesz już ją obudzić – odpowiedział i złożył na jej ustach lekki
pocałunek.
-
Reenervate – powiedziała i obserwowała jak dziewczyna powoli odzyskuje przytomność.
Czekała na swój ulubiony moment – kiedy ofiara orientuje się co właściwie się
stało i wpada w panikę. Ginevra tym razem nie zawiodła jej oczekiwań –
wrzeszczała i szarpała się dziko, co szybko sprawiło, że z miejsc spętanych
łańcuchem zaczęła cieknąć krew.
-
Piękny widok – skwitowała cicho, kiedy wiewióra nieco się uspokoiła i czując
narastającą ekscytację chwyciła ją za włosy i brutalnie wygięła jej szyję w
taki sposób, by dokładnie widziała co dla niej przygotowano. – Ufam, że
pamiętasz Komnatę Tajemnic. Dokończę teraz to, co wówczas przerwał twój
szlamowaty Chłopczyk – Który – Nie – Zdechł. Cieszysz się? - ton jej głosu
nawet Paula zmroził do szpiku kości. Kiedy Ginny otworzyła usta, Caliope
uniosła różdżkę i szepnęła:
– Accio język.
Właścicielka
owego narządu zawyła z bólu i zaczęła się dusić, kiedy próbował uwolnić się z
jej ciała. Potrzebował jednak pomocy, której Paul niezwłocznie udzielił.
-
Sectumsempra – powiedział jakby od niechcenia, a mięsień w końcu posłusznie
wylądował pod nogami przyszłej pani Dołohow. – Nie uważasz, że trzeba trochę
wyczyścić? Patrz, ubrudziła się na twarzy – dodał po chwili.
-
Masz rację. Chłoszczyść! – dziewczyna lekko poderwała różdżkę i z ust wiewióry
zamiast krwi zaczęła wydobywać się piana. Z braku dopływu powietrza straciła
przytomność, więc Caliope mruknęła cicho przeciwzaklęcie, by zabawa nie
zakończyła się zbyt wcześnie.
-
Ubranie nie będzie już potrzebne – mruknął Paul obejmując Caliope w talii i
całując jej szyję. Czarownica uśmiechnęła się i delikatnie poderwała różdżkę, a
wiewiórowate łaszki zajęły się wesoło trzaskającymi ognikami. Właścicielka
płonącej odzieży wydała z siebie przeciągły krzyk. Powoli skrawki materiału
odpadały z niewielkimi kawałkami spalonej skóry, jednak Caliope uważała, by nie
poparzyć ofiary zbyt mocno. W końcu ciało Ginevry zostało uwolnione z
krępujących je szmat. Paul przyjrzał się mu uważnie i powiedział:
-
Nie wiem co ten Szlamotter w niej widzi. – Caliope przytaknęła tylko i
przywołała do siebie sztylety, które zdążyły rozgrzać się do czerwoności w
palenisku.
-
Proszę – jeden z nich podała Paulowi i uniosła nieco jedną z piersi dziewczyny.
– Zajmij się drugą, tylko postaraj się nie uszkodzić kości, żeby w Komnacie
wyglądały porządnie. Zamrozisz, jak tylko skończymy?
-
Oczywiście – odparł i wziął się do roboty. Wiewióra wrzeszczała coraz głośniej.
Nagle wszystko ucichło. – Caliope? – zauważył, jak dziewczyna chowa różdżkę i
kontynuuje dzieło.
-
Spokojnie, ja tylko unieszkodliwiłam jej struny głosowe, bo miałam dość tego
wrzasku – uśmiechnęła się i wykonała ostatnie cięcie. Zaraz też zaczęli
sukcesywnie pozbawiać dziewczynę skóry z tułowia. Gdy tylko traciła
przytomność, Caliope szybko doprowadzała ją spowrotem do preferowanego stanu. Kiedy
skończyli, Paul zamroził wierzchnią warstwę mięsa.
-
Dobijamy, patroszymy i przenosimy ją do Hogwartu, czy jeszcze się pobawimy?
-
Już nie bardzo jest czym… Za duże ryzyko, że uszkodzimy kości. Mam jednak
ochotę zrobić jeszcze jedną rzecz. Incendio! – włosy wiewióry zaczęły płonąć. Wyglądała
jak zapałka. – Zawsze chciałam użyć tego zaklęcia w ten sposób – powiedziała i po chwili zgasiła ogień wodą z różdżki. – Nadal żyje. Chcesz dobić?
-
Jasne. Mam nawet pomysł jak oszczędzić sobie trudu patroszenia – widząc minę Caliope
dodał szybko. – Oczywiście nie uszkodzę szkieletu. – Uniósł różdżkę i włożył w
pochwę konającej powoli Ginevry. – Bombarda minima – rozległo się mokre plaśnięcie, jakby
ktoś zabił szczególnie okazałego chrząszcza. Oczy ofiary zaświeciły białkami, głowa opadła bezwładnie, a spomiędzy jej nóg zaczęła kapać powoli
czerwonobrunatna maź.
-
Nieźle – pochwaliła Paula Caliope i złożyła na jego ustach krótki pocałunek. – Więc to
by było na tyle. Przenosimy ją do Komnaty, mój drogi.
---
[Kaleid]
Właśnie! Zapomniałabym.
Apeluję do anonimowych czytelników: napiszcie pod tym rozdziałem jakiś komentarz, żebyśmy wiedzieli ile osób czeka na kolejny rozdział.
To może znacznie przyspieszyć naszą pracę.
Z góry dziękujemy! :)
12 komentarzy:
Mi się podoba, brutalnie jesti i jest ok <3
Ech... Cały dzień zbierałam się do napisania tego komentarza.
Po pierwsze chcę złożyć reklamację, że zostałam pominięta w Tour de Kaleid.
Po drugie wiewióra zawsze kojarzyła mi się z Hermioną... Chyba przez te zęby.
Po trzecie - nareszcie krew. I dobrze. Tylko czekać na więcej.
Przepraszam, że nie napiszę niż dłuższego, ale tylko tyle zapamiętałam po tych kilku godzinach od przeczytania rozdziału...
Nie marudź! Jeszcze zdążę Cię odwiedzic! <3
Heh, Caliope z Paulem tworzą dream team :D
Tak jak zawsze nie lubiłam Cal, to w tym rozdziale jej zaszczytne miejsce zajęła Ginny. Dla mnie nie ma racji bytu ginnarry (czy jak to się zwie). Dla mnie Potter ma być tylko z Draco, dlatego niech ta ruda łajza pójdzie precz i szczerzenie w piekle. Zastanawia mnie tylko dlaczego moja "ulubiona" bohaterka mści się na Weasleyównie. Na dodatek jakim cudem ją schwytała? Jakby nie patrzeć, Ginny nie jest słaba, jakąś moc tam ma. A dała tak szybko pojmać się Cal. Na dodatek jest starsza od Caliope. No ale w sumie u JKR dzieciaki również radziły sobie ze starszymi magami, więc nic mnie już nie dziwi ;)
A rozdział był obrzydliwy. Normalnie Kal, twoja wyobraźnia mnie przeraża. Aż strach pomyśleć co będzie dalej, bo to przecież dopiero początek crucio maxima.
Droga Rosalie:)
To nie tylko wyobraźnia Kal - sam pomysł jest kumulacją najbardziej porąbanych pomysłów nas obojga (mój "kopirajt" to na przykład sposób na szybkie patroszenie wiewióry:D ) Dalej będzie lepiej, nie bójcie się. Teraz tak łagodnie, bo nie chcemy od razu wyjść na brutali:)
Obawiam się, że już wyszliśmy, Braciszku - mimo, że tu nic jeszcze się nie dzieje... :)
Kal, jesteś bogiem. Amen.
D. ;3
Wiem, Drymciu. :D
Utrzymujesz mnie w tym przekonaniu od wielu, wielu lat. :D
Genialne! Bardzo przyjemnie sie czyta takie sceny tortur :)
Opis bardzo działający na wyobraźnię... Chociaż i tak pozostanę w opozycji "Potter Team", to ten rozdział przeczytałam z nieukrywaną radością! :D Całość ma spore znaczenie, nasuwa się pytanie- czym sobie na to wszystko Ruda zasłużyła? Co zrobiła Caliope, że ta tak makabrycznie się zemściła? Pojawia nam się kolejny wątek, więc nie można powiedzieć, że to nic nie wnosi do opowiadania... ;> Oby tak dalej! :D
Przepraszam, ale nie wiedziałam, gdzie mogę napisać.
Jestem jedną z reklamujących z reklamownicy: Reklamy - Kaja i Natalie .
Reklamownica została zmieniona na Katalog Opowiadań Potterowskich. Jeżeli jesteście chętne, to zapraszam :)
Pozdrawia cała załoga Katalogu :)
[http://katalog-opowiadan-hp.blogspot.com/]
Wszelkie spamy prosimy dodawać w tej zakładce: http://crucio-maxima.blogspot.com/p/o-blogu.html
Prześlij komentarz