4 lipca 2013

Rozdział 9

Za opóźnienia bardzo przepraszamy. Niestety - sesja zabrała nam więcej czasu i energii, niż się spodziewaliśmy. Prosimy o przeczytanie nowego wpisu w zakładce "Ogłoszenia".

***


- W sumie… Dobra. Zostajesz tutaj? Niestety zmuszony będziesz siedzieć w swojej postaci animagicznej, ale z doświadczenia wiem, że to jest przyjemne… Więc?
- Wpełznę ci do łóżka – z rozmarzeniem w oczach odpowiedział, myśląc o tym, co jego wyostrzone, wężowe zmysły zrobią z zapachem i smakiem dziewczyny.
Caliope prychnęła i wyszła z pokoju. Wiedziała, że jej ojciec mniej więcej o tej porze wstaje i zbiera się powoli do Ministerstwa. Skierowała swe kroki w stronę głównego wejścia, rzuciła na schody proste zaklęcie potknięcia, zeskoczyła z kilku ostatnich stopni i w locie zmieniła się w kota. Czarna, futrzana kulka ukryła się w ciemnym kącie hallu i czekała. Zgodnie z przewidywaniami, po pewnym czasie zobaczyła Lucjusza pospiesznie zmierzającego w stronę drzwi. Wpadł w pułapkę i stoczył się z ostatnich stopni, by na koniec z głuchym trzaskiem złamać sobie rękę.
- Bingo! – pomyślała Caliope, gdy zobaczyła krew spływającą z rany na posadzkę. Mężczyzna, wyklinając wszelkie świętości, pozbierał się, szybko uleczył ranę i wyszedł nie zwracając uwagi na pozostawiony mały bałagan. Dziewczyna wróciła do swojej postaci i zebrała kilka kropel posoki do wyczarowanej na poczekaniu probówki.
Nucąc pod nosem: - Widziałam oooooorła cieeeeń! – skierowała swe kroki do własnych komnat.
Tam, po drodze stuknąwszy różdżką w kilka co bardziej przypominających ludzkie czerepy kamieni, przeszła przez wąskie przejście jakie otworzyło się tuż obok drzwi do jej sypialni.
Dzięki zaklęciu zmniejszająco – zwiększającemu, w niepozornej szczelinie udało się upchnąć sporej wielkości komnatę, której centralnym punktem był sześciokątny kredens z ciemnego drewna, od podłogi po sam sufit zawalony wszelkimi możliwymi odczynnikami i składnikami eliksirów. Caliope zawsze lubiła warzyć wszelakie wywary i miała do nich wielki talent, o czym świadczyło dumne W na jej świadectwie zdania OWuTeMów. Teraz jednak nie było czasu na zabawę z kociołkiem. Dziewczyna jedynie wyjęła z kredensu kilkanaście fiolek, postawiła je na stole, którego chropowaty blat z niepolerowanej goblinowej stali świetnie nadawał się do warzenia mikstur. Obok pojemników wyjętych z kredensu ostrożnie położyła probówkę z krwią Lucjusza zeskrobaną z podłogi.
- Ciekawe, co ta sznurówka wyczynia teraz w moim pokoju… - mruknęła do siebie, kierując się do wyjścia.
Wyszedłszy z tajnej komnaty, stuknęła różdżką w gumową kaczuchę, która wysunęła się z podłogi u jej stóp. Sekundę później szczelina w ścianie za jej plecami zatrzasnęła się z  hukiem, a gumowy ptak ponownie zapadł się w posadzkę.
- No dobra. To zobaczmy, co u tego gada… - pomyślała, po czym cichutko zakradła się do drzwi swojej sypialni. Nic nie usłyszała, ale to jej nie dziwiło – dawno już rzuciła na te drzwi zaklęcie wygłuszające. Nie chciała bowiem, żeby ktokolwiek jej przeszkadzał, gdy zajmowała się swoimi sprawami, co byłoby niemal nieuniknione, gdyby Narcyza słyszała wszystko, co działo się w owej komnacie.
Gdy cichaczem otworzyła drzwi, nie zauważyła nikogo. Wzięła więc rozbieg i wskoczyła do łóżka nakrywając się kołdrą jednym, szybkim ruchem.
Początkowo nie wyczuła niczyjej obecności w swoim łóżku. Rozkosznie się przeciągnęła i lekko mrucząc uśmiechnęła się do siebie. Pod zamkniętymi powiekami majaczyła jej twarz chłopaka… jej narzeczonego. Prawdziwego narzeczonego, który wybrał ją, a ona zgodziła się wybrać jego. Bez niczyjej ingerencji i narzucania cudzej woli.
Nagle poczuła, że coś twardego dotyka jej stopy. Łuskowata powierzchnia przesunęła się wyżej… uczucie było dziwne, drażniące, ale w jakiś sposób przyjemne.
Nagle na łydce poczuła zwinny, szybki, rozwidlony język. Spirala łuskowatej, lekko szorstkiej, ale wcale nie zimnej skóry przesuwała się powolutku, coraz wyżej…
Caliope poczuła, że robi jej się przyjemnie ciepło na sercu. Ciekawa była, do czego wąż zmierza, ale trochę bała się o tym fantazjować.
Na wysokości kolana poczuła, jak wężowe sploty lekko zaciskają się i rozluźniają pieszcząc delikatną skórę, a grubszy koniec ciała węża lekko dotyka wnętrz jej ud.
W jej głowie trwał właśnie zacięty bój między chęcią, by ten niepodobny do czegokolwiek co znała dotyk trwał wiecznie, a potrzebą, by przerwać to, co widocznie sprzeciwiało się naturze.
Nie potrafiła jednak walczyć z wszystkimi odruchami swojego ciała, było jej coraz przyjemniej i coraz większe ciepło czuła tam na dole.
Wąż, leciutko muskając skórę, przesunął się wyżej na udo dziewczyny. Przesuwające się łuski były dla niej jak pieszczoty piórkiem, a raczej mgliste ich wyobrażenie, jakie miała z tych fantazji, które nie zostały jeszcze zbezczeszczone przez Blaise’a. Nie myślała jednak o okrutnym negrze ani chwili – dzięki staraniom węża skupiła się tylko na własnym ciele i odczuwanej przyjemności. 
Wąż zaś obwiódł lekko swym ciałem smukłe udo dziewczęcia, imitując pieszczotę jaką mogłyby obdarzyć ją ludzkie ręce.
Wciąż i wciąż łeb węża przesuwał się wyżej i wyżej. Postępował jednak tak wolno, że każda sekunda zdawała się jej wiecznością. Wsunęła dłoń z różdżką pod kołdrę, potem zaś pod suknię, położyła koniec na wilgotniejących, koronkowych majteczkach i szepnęła przez lekko rozchylone usta: - Evanesca. - Dotyk sukni na nagiej skórze powiedział jej, że zaklęcie zadziałało.
Rozwidlony język gada badał wnętrze jej uda milimetr po milimetrze, szybkimi muśnięciami, odczuwanymi przez dziewczynę jako coraz większe fale przyjemności, coraz intensywniejsze i zawsze za krótkie. Odkrywał ją kawałek po kawałku…
Miał przed oczami czerwone od ciepła miejsce, które kusiło go, oddziałując na wszystkie zmysły. Pragnął jej jako człowiek, a jako wąż… w animagicznej postaci wszystko było dla niego sto razy bardziej intensywne.
Przysunął łeb do źródła ciepła i zaczął je badać. Z ust dziewczyny dobyło się cichutkie westchnienie. Przeszedł ją dreszcz. Wężowe ciało oplatało już całe jej udo. Wąż nacisnął łbem na miejsce, które chwilę wcześniej było dotykane jego językiem. Wsunął koniuszek pyska, co spowodowało przeciągłe westchnienie dziewczęcia.
Zaczął badać jej kwiat, szybko manewrując w nim swoim wężowym językiem. Wysuwał go, szybkimi ruchami uczył się jej na pamięć, po czym chował język i pozwalał jej wziąć oddech. Słyszał, jak jej serce bije przyspieszonym z podniecenia rytmem.
Kiedy wyczuł, że jeszcze chwila i może się znaleźć w tarapatach przez niekontrolowane ruchy dziewczyny, wysunął głowę z jej płatków i przesunął ciało w górę, dokładnie środkiem jej górki.
Zatoczył kilka ósemek na jej brzuchu, po czym przesunął się wyżej, na piersi. Mleczną skórę dziewczyny pokrywała gęsia skórka. Ponownie układając długie ciało w ósemkę, obiegł kilka razy jej piersi, wysunął się przez dekolt sukni i wpełzł pod kołdrę.
Zmieniwszy pozycję tak, by głowę mieć z tej samej strony co Caliope, przemienił się na powrót w człowieka. Patrzył na nią, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Wplótł dłoń w jej gęste, kruczo czarne włosy, pocałował jej nieprzytomnie rozchylone usta i szepnął jej do ucha:
- Cześć, kochanie.

---
[Elder]

6 komentarzy:

Walet Kier pisze...

Chyba jednak wolę Wasze sceny tortur :D
Irytowało mnie "dziewczę", ale da się to przełknąć.
No i zdecydowanie lepiej się czyta rozdziały "w terminie". Przez pół tego rozdziału (poprawność poszła się powiesić) zastanawiałam się "O co tu chodzi?!".
Dziękuję za dodanie opisów. Osób na ogół nie oceniam, więc piszę tylko, że przeczytałam.
Pomysły na komentarze powoli wracają, może pod następnym rozdziałem uda mi się utworzyć coś bardziej konstruktywnego niż dotychczas.

Rosalie pisze...

Wow, to było ostre. Nie sądziłam, że pieszczoty węża mogą tak pobudzić zmysły. Ale aż mną trzęsło, gdy pomyślałam sobie o gadzie tak swawolnie baraszkującego po moim ciele jak i zagłębiając tam, gdzie na pewno mu nie można. Chyba jednak węże działają na mnie tak samo jak pająki :D Heh, zaraz wyjdzie że boję się wszystkiego oprócz tych zwierząt, co mają cztery łapy, sierść i szczekają :P

Rozdział bardzo mi się spodobał. I gdy zobaczyłam, że napisał go nikt inny a Elder (czyli facet!) to jeszcze bardziej przypadł mi do gustu. Mało znam mężczyzn, którzy potrafią zobrazować TAKIE sceny i wyjść przy tym z podniesioną przyłbicą. Także brawo :D Dla Kal zostawiłabym tortury a dla Eldera wszystkie gorąąąące sceny po których na rumieńcu się nie kończy :)

Lilla Weneda pisze...

*to, co z gwiazdką i w nawiasie- radzę włączyć, jako podkład :D






Według zaleceń, pobiegła po kieliszek vermoutha. Przygasiła światło, włączyła nastrojową muzykę (http://www.youtube.com/watch?v=s6V_44ibou8)*, poczekała chwilę, starając się zajrzeć wgłąb siebie...

Przecież gdzieś tam siedzisz, nie kryj się, tylko wyłaź!

Wena, która opuściła ją jakieś dwa lata temu, kiedy to napisała ostatni już w swej karierze wiersz, skomlała w kącie wyobraźni, podpisanym "Wyrzutki- nieupoważnionym wstęp wzbroniony". Stanęła myślą w bezpiecznej odległości, na brzegu czegoś w rodzaju ogromnej kałuży, która okalała dziwaczną istotę. Przyglądała się bacznie wyskubanemu, zbyt szybko postarzałemu i pokrytemu licznymi niezagojonymi szramami ciału. Chochlikowata istota spojrzała swoimi wielkimi ślepiami w stronę przybysza. Żywy niegdyś błękit tęczówek zaszedł mgłą, widoczne w nich kanaliki zostały wyżłobione zapewne przez słodkie łzy, które zbierały się w fałdach zapadniętej skóry twarzy...

Pomożesz?

Nie odpowiedziała. Tylko kolejne łza skapnęła z jej długiego, kościstego nosa i wywołała poruszenie na niezmąconej tafli, rozlewającej się wokół. Wena spuściła wzrok, po czym wróciła do swej poprzedniej pozycji, zasłaniając się ciemnym kawałkiem materiału, który wydawał się być cieczą... Atrament. Myśl spojrzała na okręgi, które utworzyła pojedyncza kropla- powiększały się nienaturalnie, już prawie docierając do granic kałuży. Woda zafalowała i dotknęła czubków jej stóp. Poczuła, jakby zalała ją nieznana, potężna energia.

Napiszę ten komentarz...

Nie znajdywała ostatnio zbyt wiele czasu, by oddać się romansowi ze słowami, które mogłyby opisać to, co zdążyła przeczytać już dawno... I może nawet z kilka razy? Opowieść toczy się dalej i zaskakuje, jak każdy kolejny rozdział napisany przez dwoje naszych dzielnych pisarzy... Zwróciła uwagę na komentarze swoich poprzedników.

Tak, Kal, Ty idziesz w parze z opisami tortur, pokazywaniu okrutności czy ciemnej strony bohaterów. Zaś Ty, Elderze- opisy uczuć, psychologii postaci, obrazowanie niektórych scen to wyznaczniki Twojego pióra w tym opowiadaniu... Gdybym nie wiedziała, które z Was napisało dany rozdział- umiałabym je odróżnić!

Uśmiechnęła się w duchu i rozmarzyła na wspomnienie końcówki tego rozdziału... Ale, że z wężem? Opis poprowadzony sprawnie, nawet nie czuło się grama obrzydzenia.

Też umiałam tworzyć takie opisy jeszcze jakiś czas temu. Oczywiście, bez eksperymentowania ze zwierzętami. Teraz jedynie pozostały mi wersy wcielone w rzeczywistość...

No, na szczęście obyło się bez opisów przeżyć z pierwszej pracy z prawdziwego zdarzenia, sesji na uniwerku, życia erotycznego, obserwacji chomika, spalonych na słońcu pleców, tego, że znów przytyłam czy niepowodzenia w planach związanych z II kierunkiem studiów z mojej strony... Wybacz, Elderze... :)

Anonimowy pisze...

Sceny tortur są genialne w wykonaniu Kal... z tym się zgodzę.
Ale ogólnie - mylicie się wszyscy.
Nie czytaliście jeszcze jej opisów erotycznych. Parę lat temu napisała one shot 18+ z dziewczyną i parą bi płci brzydkiej w roli głównej. To było coś!

Nie ujmuję przy tym nic Elderowi, żeby nie było, ale dajcie się jej wykazać, nie pakując jej od razu tylko do scen brutalnych. Tak samo Eldera do scen 18+. ;3

Opowiadanie macie imponujące. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.

Kal. Wiesz, że nie umiem pisać komentarzy, ale mam nadzieję, że ten Cię zadowoli. Ślę dużego buziaka!

D. ;3

Kaleid pisze...

Drymciu! Staruchu! W końcu!
Weź, kiedy to było. Już go chyba nawet nie mam, bo uznałam, że stać mnie na więcej. Poza tym to były scenki bdsm więc... Niewermajnt. xD

Anonimowy pisze...

Reklama została dodana. Jeśli nie podoba się wam jej treść, proszę mnie o tym powiadomić. Kontakt podany jest z boku.
Pozdrawiam, życzę weny,
Natalie Black.