Witajcie!
Znów minęły ponad 3 miesiące, zanim cokolwiek opublikowaliśmy. Przepraszamy!
W ramach zadośćuczynienia, prezentujemy dzisiaj rozdział niezwykły - pierwszy, który napisaliśmy wspólnie. Jest też dłuższy niż zwykle.
Mamy nadzieję, że osłodziliśmy Wam dzięki temu to długie czekanie.
Jeszcze raz przepraszamy i obiecujemy poprawę!
Zapraszamy do obejrzenia pierwszego zwiastunu Crucio! [uwaga: zawiera spoilery]
Zapraszamy do obejrzenia pierwszego zwiastunu Crucio! [uwaga: zawiera spoilery]
***
Święta minęły
bardzo spokojnie. Scorpius cieszył się każdą chwilą spędzoną ze swoją ciotką,
Paul całkiem nieźle sprawdzał się w roli ojca, a Caliope, chyba pierwszy raz w
życiu, była szczęśliwa. Jednak wszystko, co dobre, bardzo szybko się kończy.
Iluzja sielanki zniknęła – wraz z resztą
świątecznego nastroju. Dziewczyna nie mogła przecież do końca życia ukrywać rodziny
w swojej komnacie, więc postanowiła porozmawiać z Paulem zaraz po nowym roku.
–
Chciałabym móc z nim polatać, porzucać trochę kaflem, poodbijać tłuczki… – westchnęła cicho, spoglądając na Scorpiusa, który
sędziował w meczu Quidditcha, rozgrywającym się pomiędzy maleńkimi, latającymi
modelami brytyjskiej i irlandzkiej drużyny narodowej, na makiecie stadionu z
ostatnich Mistrzostw Świata.
–
To weźcie miotły, ja polecę z wami, ale nie będę grał. Z góry lepiej ogarnę
teren – odpowiedział Paul, również obserwując chłopca.
–
Jeszcze jest trochę za mały… Ale na dziecinnej miotełce moglibyśmy mu pozwolić
polatać, siedzi zamknięty w czterech ścianach od świąt.
–
Myślisz, że stary Nimbus‘70 Lucjusza będzie dla niego za mocny?
–
Właściwie? Powinno być w porządku... Tylko zamiast normalnych piłek użyjemy
takich mugolskich. Niech poćwiczy zręczność.
–
Racja. Taki tłuczek zrobiłby z niego sok żukowy.
–
Scorpius? Chcesz iść z nami trochę polatać? Na prawdziwej miotle? – Caliope
uśmiechnęła się do bratanka.
–
A możemy bez wujka? – zapytał malec z lekkim drżeniem w głosie.
–
Kochanie... wujek nie zrobi krzywdy ani tobie, ani mnie. Rozmawialiśmy już o
tym – odparła dziewczyna i spojrzała wyczekująco na Paula.
–
Spokojnie,
Caliope. Będę dosyć daleko, nawet mnie nie zauważycie –
powiedział Paul obojętnym tonem.
– A
może jednak to zły pomysł? – szepnęła cicho. –
Wiesz, z czym to się może wiązać.
–
Co masz na myśli? Przecież tam będę. A twój niedocharłaczony braciszek przecież
nie zbierze oddziału tak silnego jak ten, którym dowodziła jego ciocia w czasie
bitwy o Hogwart.
–
Tak, ale są jeszcze Lucjusz i Narcyza. Biegają w tę i z powrotem, szukając śladu
po ich synalku i jego żonie... Blaise nadal węszy wokół posiadłości, a musimy
wyjść poza nią, żeby deportować się dokądkolwiek, bo Lucjusz nałożył zaklęcia
ochronne na cały obszar wokół dworu.
– A
jak głęboko w grunt sięgają te jego czary? – zapytał. –
Zresztą, to nieważne... Chodźcie, to coś zobaczycie.
Caliope wzięła na ręce Scorpiusa i
poszła za Paulem. Poprowadził ich do ogrodu, uważając, by po drodze nie nadziać
się na któreś z państwa Malfoy.
–
Co chciałeś nam pokazać? – Paul nie odpowiedział na pytanie dziewczyny.
Uklęknął na jedno kolano, przyłożył prawą dłoń do ziemi, zamknął oczy i...
znikł jej z pola widzenia. Rozejrzała się zaniepokojona i podeszła bliżej.
Wtedy zauważyła, że w trawniku zieje dziura o wymiarach metr na metr.
–
Czy ty chcesz próbować teleportować się spod ziemi? –
zawołała, mając nadzieję, że narzeczony ją usłyszy.
–
Nie. Właźcie, tylko uwaga, bo pierwszy stopień jest dosyć nisko! – odkrzyknął Paul z czeluści.
–
Boje się - jęknął Scorpius. – Nie chcę tam
wchodzić.
–
Nie bój się, przytul się mocniej i zamknij oczy, jeśli chcesz – powiedziała i zaczęła ostrożnie schodzić po
śliskich stopniach.
Po przeszło stu
pięćdziesięciu schodach, poziom wreszcie się wyrównał. Było dosyć chłodno, ale
zza załomu korytarza docierał do nich wyraźny blask o ciepłej barwie. Gdy Caliope
i Scorpius dotarli na miejsce, ich oczy szeroko otwarły się z wrażenia.
–
Paul, to jest… – Caliope nie mogła znaleźć
odpowiedniego słowa.
Znaleźli się w podziemnej komorze o
wysokości około 30 metrów, w której z kamienia i ziemi odwzorowano stadion do
Quidditcha. Źródłem światła i ciepła panującego w pomieszczeniu był zaś
płomienny smok – widocznie produkt zaklęcia
szatańskiej pożogi, zamknięty w klatce z przejrzystych kryształów kwarcu we
wszelkich możliwych odmianach – od ametystów i
cytrynów, przez kryształ górski, aż po szmaragdy i rubiny.
Caliope postawiła
Scorpiusa na ziemi, a ten zaczął biegać po boisku i piszczeć z radości, jakby
wszystkie jego marzenia spełniły się w tej właśnie chwili. Podeszła z lekkim
uśmiechem do Paula i mocno się przytuliła.
–
Kocham cię – powiedziała, całując go delikatnie w policzek.
–
Wiem – odpowiedział wyraźnie zdyszany i
machnął różdżką w kierunku wejścia. W podziemiach dało się słyszeć cichy
szelest diabelskich sideł, zarastających otwór wejściowy w zaskakująco szybkim
tempie. – Nie chcemy, żeby ktoś sprowadził tu
jakichś kretynów z zakazem stadionowym – powiedział, puszczając oczko do
narzeczonej. Caliope zaśmiała się i podbiegła do mioteł. Rzuciła Paulowi jego
Błyskawicę, podała Scorpiusowi Nimbusa'70, a sama dosiadła swojego 2005. Paul,
trochę się popisując, szybko podskoczył i wzmocnił nieco efekt magią, by
wylądować bezpośrednio na miotle, zanim ta dotknęła ziemi i pomknąć w stronę
„żyrandola”. Scorpius był pod wrażeniem wyczynu wujka. Chwilę się zawahał, ale
poleciał za nim i kiedy był już niedaleko poprosił:
–
Nauczysz mnie tak?
–
Jasne, tylko nie rób tego później bez nas. To niebezpieczne, łatwo upaść i się
potłuc – odpowiedział, uśmiechając się.
Caliope z zadowoleniem
obserwowała, jak Paul i Scorpius zaczynają się dogadywać. Mały śmiał się za
każdym razem, gdy miotła przeleciała mu między nogami, a on upadał na
zmiękczoną zaklęciem ziemię. Natomiast Paul zachowywał się niemal jak dziecko w
sklepie z cukierkami. Kiedy chłopiec opanował wreszcie sztuczkę, Caliope
transmutowała garść kamyków w niewielkie, białe piłeczki. Paul oznajmił, że
będzie obserwował, więc dziewczyna ustawiła Scorpiusa na bramkach i zaczęła
rzucać w malca piłeczkami, nie oszczędzając go. Wyłapał prawie wszystkie.
Prawie, bo Cal zdarzyło się kilka razy nie wycelować dobrze i piłeczka
przelatywała gdzieś obok pętli. Paul jeszcze na chwilę przyłączył się do
zabawy. Po trzech godzinach wylądowali zmęczeni.
–
Musimy się powoli zbierać… Chyba jest już ciemno – powiedziała Caliope.
–
Jak mus, to mus. Ale w sumie, to i tak podejrzewam, że moglibyśmy niezauważeni
siedzieć tutaj i tydzień... – odparł Paul.
–
Coś trzeba jeść i gdzieś spać. Podziemie nie jest zdrowe dla dzieci.
- Racja – potwierdził i wziął Scorpiusa
za rękę. – Jutro też możemy tu przyjść, jak będziesz chciał. – Chłopczyk się rozpromienił.
–
Pójdę pierwsza, a ty pilnuj, żeby się o coś nie potknął. – Wyciągnęła różdżkę
przed siebie i oczyściła im drogę. Korytarz wydawał się krótszy, niż wtedy, gdy
szli nim za pierwszym razem. Szybko dotarli do schodów i zaczęli piąć się w
górę.
–
Jesteśmy tuż za tobą.
–
Poczekajcie tutaj chwilę. Wyjdę i sprawdzę, czy droga jest wolna. – Kiedy
dotarła do wylotu tunelu, ostrożnie wychyliła głowę. Zobaczyła ciemny kształt,
który zmierzał w ich kierunku. W miarę, jak zbliżał się do tunelu, przybierał
wyraźne, kobiece kształty. Narcyza Malfoy najwidoczniej postanowiła urządzić
sobie wieczorną przechadzkę.
–
Nie ważcie się teraz wychodzić – syknęła i wyszła naprzeciw swojej
macosze.
–
No to ładnie... Scorpius, chyba zagramy w krecika. Wiesz, co to krecik?
–
Nie wiem – odpowiedział zdezorientowany. – Gdzie ciocia poszła? Dlaczego zakazała nam wyjść?
–
Musimy się przedostać do pokoju – powiedział
Paul, wyciągając przed siebie prawą rękę. Ziemia zaczęła się rozstępować przed
czarodziejami, tworząc równy, półokrągły w przekroju tunel biegnący w kierunku
domu.
–
Ale co z ciocią? – Scorpius nie dawał za wygraną.
–
Ciocia na razie da sobie radę. Kiedy już wezmę coś z pokoju, pójdę ją odzyskać.
O. Ściana. Kto to Sam Fisher pewno też nie wiesz?
–
Nie. Kto to?
–
Taki mugolski szpieg, coś jak porządny Ślizgon na wojnie. Był mistrzem
pozostawania niezauważonym, a nie miał peleryny niewidki. My też nie mamy, a
przydałaby się. Trudno, do pokoju dostaniemy się oknem, co ty na to?
–
Skoro nawet mugol dawał sobie radę, to my też... Będziemy latać? – zapytał z
nadzieją w głosie.
– Miotła za bardzo rzuca się
w oczy – odpowiedział Paul, rzucając na Scorpiusa zaklęcie kameleona.
– To jak? I co zrobiłeś? –
Scorpius spojrzał na swoje palce, które przybrały barwę ściany tunelu.
– Stań blisko ściany. Na
trzy podskakujemy. – Mężczyzna usunął ziemię, która tworzyła sklepienie tunelu
tuż nad nimi. Scorpius posłusznie stanął w wyznaczonym miejscu i spojrzał
wyczekująco na Paula. Ten stanął obok niego, gdy z głębi tunelu zaczął wiać
rosnący w siłę wiatr.
– Raz, dwa, trzy, skacz! –
krzyknął Paul. Scorpius wykonał polecenie. Silny podmuch wyrzucił obu wysoko w
górę. W samą porę chłopak złapał się parapetu jedną ręką, a drugą chwycił
kołnierz Scorpiusa. Okno pod nimi było otwarte, więc czarodziejowi udało się
jakoś wrzucić dziecko do sypialni Caliope. Sam rozhuśtał się lekko na rękach i
wskoczył do pokoju.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
Scorpius pokiwał twierdząco
głową, podniósł się z ziemi i rozejrzał po pokoju.
– Teraz coś zabierzesz i
pójdziesz po ciocię?
– Tak. Będziesz grzeczny i
poczekasz tutaj na nasz powrót, zgoda?
– Zgoda. – Chłopiec znów usiadł
przy makiecie boiska i zaczął się bawić, więc Paul zdjął z niego zaklęcie i
rozejrzał się po pokoju.
–
O, tu jest – powiedział, podnosząc spod łóżka
swoją różdżkę. Prawie się odzwyczaił od magii bojowej przez te kilka dni
spokoju. Ale teraz trzeba było pomóc Caliope... tylko jak miał to zrobić? W
końcu wpadł na szatański pomysł. Wyskoczył przez okno i zaklęciem lewitacji
przeniósł się na dach, gdzie krzyknął:
–
Accio zielone, koronkowe majtki Caliope! – Ponieważ
jej bielizna była zabezpieczona zaklęciem i tylko jego oraz jej ręce mogły ją
zdjąć (na wypadek, gdyby Draconowi albo jego kumplom zachciało się znowu
skrzywdzić dziewczynę), to kilka sekund później Paul ujrzał piękny widok – jego ukochana, niesiona przez bieliznę, wyfrunęła
przez jedno z otwartych okien i pomknęła w jego kierunku.
–
Chyba jednak wolę miotły – stwierdziła, kiedy wylądowała tuż obok niego. Uśmiechnęła
się i dodała:
– Narcyza jest sama. Mój
ojciec… – zawahała się przez chwilę. –
Lucjusz jest w
ministerstwie. Mamy okazję się jej pozbyć. Zorientowała się już, że coś jest nie
tak. Co ze Scorpiusem? Jest bezpieczny?
– Tak.
Co powiesz na to, żeby skręcić węża z rur kanalizacyjnych i nasłać na nią? – Paul
uśmiechnął się pod nosem.
– Ciekawa perspektywa. – Dziewczyna
rozejrzała się. – Dlaczego nigdy nie przyszło mi na myśl, żeby się tu zaszyć na
cały dzień i mieć święty spokój? – Spojrzała na mężczyznę.
– Zrobimy z nią porządek i
będziesz mógł poćwiczyć różne zaklęcia. W różnych pozycjach. Na różnych
rzeczach… – wyszczerzyła do niego zęby.
– Trzymam cię za słowo –
zamruczał jej do ucha. – Wyciągnij ją z dworku do ogrodu, a ja przygotuję
Wielkiego Miedzianego Salazara – dodał, stając pewniej na dachu i zarzucając
kaptur szaty na głowę.
Dziewczyna skinęła głową,
spojrzała w dół i zeskoczyła. W locie wycelowała różdżką w ziemię i krzyknęła:
– Arresto momentum! –
Zatrzymała się parę centymetrów nad trawnikiem. Wstała, poprawiła ubranie i
weszła do domu. W hallu czekała na nią rozwścieczona Narcyza.
– Gdzie znowu byłaś? – warknęła.
– Znalazłam twojego synalka.
Jest w ogrodzie – odparła, jakby od niechcenia.
– Kłamiesz – podniosła głos,
a gdyby umiała zabijać wzrokiem, Caliope zapewne leżałaby, już dawno martwa, u
jej stóp.
– Sama się przekonaj. Ja nie
zamierzam go ratować, a jeżeli uważasz, że kłamię, to tym lepiej. Niech zdycha.
– Wyminęła macochę i zaczęła wspinać się po schodach.
– Wracaj.
– Idę się położyć. Rób, co
chcesz. – Miała nadzieję, że Narcyza, nawet jeśli jej nie wierzy, pójdzie sprawdzić
tę informację. Chwilę później usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych. Odczekała
kilka minut, przybrała swoją zwierzęcą postać i potruchtała z powrotem do
hallu.
Zaraz po tym, gdy Caliope zeskoczyła i zniknęła wewnątrz
domu, Paul uniósł ręce do góry. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta –
powtarzał zaklęcia przywołania, skupiając się na miedzianych rurach w ścianach
domu i w ziemi wokół niego. Nie chciał zbytnio uszkodzić budynku, więc te
ostatnie postanowił magicznie animować. Było tego trochę – kilkanaście łazienek
i zlewów kuchennych wyprowadzało z siebie długie, metalowe jelita, sięgające
głęboko w grunt niczym korzenie drzewa. Wystarczająco dużo, jak pobieżnie
ocenił. Miedź zaczęła się zaplatać w gruby sznur, który powoli zaczynał
przypominać węża. Dwie minuty później, tuż pod ziemią przed wejściem do domu,
spoczywał olbrzymi miedzianogłów, wyczekujący swojej pierwszej i jedynej ofiary.
Czarodziej spojrzał w dół. Drzwi wejściowe się uchyliły i niczego nieświadoma
Narcyza pojawiła się na zewnątrz. Zeszła po szerokich, marmurowych schodach i
stanęła u ich stóp. Rozejrzała się niepewnie wokół. Chwilę później maleńki,
czarny kształt usadowił się na balustradzie.
– Cal… – szepnął i uśmiechnął
się. Lubił mieć publiczność. Na powrót skupiając się całkowicie na miedzianym
wężu, wykonał dłonią gest – tak, jakby zamierzał zadać komuś cios w podbródek. Z
ziemi wychynął ogromny wąż. Szybko i zwinnie oplótł Narcyzę w pasie, podnosząc ją
przed oczy Caliope. Dziewczyna wróciła do ludzkiej postaci.
– Ty… – wydyszała pani
Malfoy, usiłując złapać oddech. – Zdrajczyni krwi. Wiedziałam, że nie powinnam przyjmować
ciebie pod swój dach! Splugawiłaś imię ojca i pamięć o matce! Mam nadzieję, że
kiedy ten drugi bękart się odnajdzie, pozabijacie się wzajemnie!
– Nie pierdol – ucięła Caliope,
udając, że słowa macochy jej nie obeszły. – Zdychaj, tak jak na to zasłużyłaś!
Paul
zacisnął pięść. Wąż zwinął się jeszcze bardziej, miażdżąc ciało swojej ofiary.
Z ust Narcyzy popłynęła krew, oczy wyszły jej z orbit. Chwilę później w trawnik
przed domem zaczęła wsiąkać krew, wylewająca się z opadłych bezwładnie połówek
niegdysiejszej pani tego domostwa. Mężczyzna popatrzył na zwłoki i opuścił
ręce. Nagle ugięły się pod nim kolana i pociemniało mu oczach. Chłopak stracił
przytomność.
Cal stała
jeszcze przez chwilę, obserwując węża. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Miedziane
monstrum zwinęło się posłusznie i zastygło w bezruchu. Spojrzała na dach i zdążyła
zobaczyć, jak Paul osuwa się bezwładnie na kolana i spada…
[Kaleid & Elder]
+ Dedykujemy ten rozdział Eumenides.
9 komentarzy:
No wiecie co! I teraz będę się martwić o Paula :( Bo mimo, że niezły z niego sukinsyn to lubię go, naprawdę lubię. Chyba mam słabość do psychopatów :D
A Narcyzy mi trochę żal, tak szczerze mówiąc. Bo chociaż w tym ff jest (a raczej była) wredną, zimną suką, to kanoniczną Cyzię lubię.
cóż, urwanie w tak dramatycznym momencie specjalnie mnie nie dziwi. to czekanie na kolejne rozdziały będzie jeszcze ciekawsze niż oczekiwanie poprzednich.
życzę Wam czasu na pisanie, weny no i chęci do tego.
blog bardzo mi się osobiście podoba, nie ma sekundy podczas czytania, żeby cokolwiek/ktokolwiek co/kto próbuje mnie od niego oderwać zwyciężył w tej "walce". po prostu - piszecie tak, że nie można pominąć ani słowa, tak to wciąga w fabułę.
pozdrowienia z konwentu
W ogóle inaczej wyobrażałam sobie Cal. Na pewno nie jako uroczą blondynkę. Z drugiej strony trudno jest znaleźć aktorkę/piosenkarkę/kogokolwiek, która by pasowała do wyimaginowanego obrazu postaci. Czy mi się filmik podobał? Tak sobie. Szału nie ma.
Ale ten Scorpius to tchórz. Paula się boi. Wchodzić pod ziemię się boi. Swego cienia też się boi? Nie ma w nim charakteru. Jest taki nijaki. I nie dziwne, że tak go traktują (wszyscy oprócz Cal i Paula). Też by mnie szlag trafiał jakbym miała styczność z takim dzieckiem.
Minusy rozdziału:
- wkurzający dzieciak
I...i... o matko kochana, to wszystko! Co się stało, że Cal nie wymieniłam? Najwidoczniej Scorpius jest zbyt wkurzający, że nawet prześcignie swoją ciotkę.
- szybka śmierć Narcyzy. Spodziewałam się jakiejś walki, bo w końcu do słabych śmierciożerczyń (dobrze odmieniłam?) nie należy. A tu pojawił się sztuczny wąż i powalił Malfoyównę na kolana. A wydawała się taka silna!
Plusy:
+ pomysł na początku. Miłe złego początki. Najpierw zabawa pod ziemią, szczęśliwi bohaterowie, a tu nagle mord Narcyzy.
+ pomysł z zabiciem Narcyzy. Jak już wcześniej wspomniałam, samo zdarzenie trwało cholernie szybko, ale ogółem, to mi się podobało.
+ Paul. Za to, że jest.
Mimo tego, że rozdział był dłuższy, to przeczytałam za jednym tchem. Chyba przyzwyczailiście mnie do mocno obrzydliwych i krwawych scen, dlatego czuję nie taki mały niedosyt. Chcę więcej! I mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej niż ten ;).
A ja uważam, że Caliope jest najlepszą postacią z tego opowiadania. Paul mnie w ogóle nie pociąga i okropnie denerwuje, ale nie dziwię się Cal, że chwyciła pierwszą okazję wyrwania się z tego malfoyowego gówna. Mam nadzieję, że to się skończy widowiskowym wyeliminowaniem jego postaci! Proszę o jeszcze więcej krwi!
Co do zwiastuna, myślę, że Caliope raczej nie jest blondynką - zresztą wystarczy spojrzeć do zakładki o bohaterach, a Peters jest zbyt przystojny jak na Paula. Mam nadzieję, że do kolejnych zwiastunów znajdziecie kogoś odpowiedniejszego.
nice, nice
Pukanie do drzwi.
To właśnie przerwało Megan intensywne poszukiwania ostatniej szkockiej w domu. Zgasiła światła, chwyciła psa i rzuciła się za kanapę, nasłuchując.
- Widzę cię przez okno - usłyszała w końcu odkrywczą uwagę Sama.
Powoli odwróciła się do holu wejściowego i dojrzała wlepionego w szybę Sama, a kilka metrów za nim całą trójkę jego przydupasów.
- Wcale mnie nie widzisz - odparła od razu tego żałując. - Won stąd!
- Wybacz, ale jeżeli uważasz, że nie umiem wyważyć z chłopakami drzwi, to się mylisz... Już kilka razy w życiu tego dokonałem - zakpił. - My chcemy tylko porozmawiać - dodał błagalnie.
- Ilu was jest? - spytała jak najmniej łamiącym się głosem.
- Czterech - odparł grzecznie.
- To możecie porozmawiać między sobą - ucięła krótko i na temat. Niestety odpowiedź ta była niewystarczająca, co wnioskowała z kolejnych tortur nad drzwiami. Przeniosła ze strachem wzrok na klamkę i jednym gwałtownym ruchem otworzyła mu. Zawiesiła się niezdarnie o framugę i wypięła się w dogodnej pozie. - Czego..? - wydukała, patrząc mu prosto w oczy z zamiarem wyperswadowania jakichkolwiek poczynionych co do niej planów. Po czym spuściła wzrok na trzech pozostałych pajaców stojących tyłem do nich. Całe te trio podrygiwało zniecierpliwione, jakby dokądś się spieszyli. Przewróciła zniecierpliwiona oczami i oparła ciężar ciała na ramie drzwi.
- Wiesz, zabawna historia... Trudno mi to powiedzieć, ale muszę cię porwać.
->>>>> http://sineserce.blogspot.com
Taki spam będzie od teraz ignorowany - zaakceptowałam ten komentarz tylko po to, by na niego odpowiedzieć. Na bloga na pewno nie zajrzę, bo załatwia się takie rzeczy w nieco inny sposób. Pozdrawiam.
Wow, jestem pod wrażeniem.
Ale...
Tak jak wcześniej ktoś wspomniał: walka była za krótka, niestety. Przyzwyczailiście mnie do długich i krwawych walk, a tu nagle bum! wyskakuje wąż z miedzi i Narcyzy nie ma. No trudno. Ale cieszę się, że rozdział wreszcie powstał. :3
~Łapa. :D
Witam! Z racji, że Phantom nie jest już oceniającą, proszę o umieszczenie informacji w zakładce "kolejka" czy nadal oczekujesz oceny, a jeśli tak, to prosimy o adnotację, do której oceniającej chciałabyś trafić. Pamiętaj, że Twój blog ma numerek, a to oznacza, że na pewno nie trafisz na koniec kolejki. Pozdrawiam!
Mediate,
http://o-pieprz.blogspot.com
Na http://o-pieprz.blogspot.com pojawiła się ocena waszego bloga! :)
Prześlij komentarz